sobota, 8 czerwca 2013

W Dziwnówku

Bałtyk najpiękniejszy jest wówczas, gdy na plaży nie ma ludzi, czyli wczesnym rankiem lub poza sezonem. To wtedy stoję na piasku zapatrzona w bezmiar morza i odpoczywam. Poszukuje odpowiedzi i odnajduję spokój.
Mieszkańcy nadmorskich miejscowości często narzekają, ze mając morze tak blisko, nie korzystają z jego dobrodziejstw. Mnie udaje się być nad morzem przynajmniej raz na dwa tygodnie. Czasem częściej. Czasami jest to pobyt kilku minutowy- wpadam na plażę w Mrzeżynie, Niechorzu lub Rewalu, wdycham morską bryzę i wracam- bo przecież na każdą taką wycieczkę potrzebuję około 2 godzin.

Dzisiaj, korzystając z prawdziwie letniego ciepła i dnia wolnego wybrałam się dalej- aż do Dziwnówka.
Miejscowość pamiętam z wczesnego dzieciństwa. Wtedy stało tam kilka ośrodków wczasowych, jakieś kempingi i smażalnia ryb. To z tamtych wakacji z tatą zapamiętałam smak gumy do żucia w kulkach i wędzonego węgorza. Ponoć najadłam się też zielonego agrestu, co przypłaciłam biegunką. Zejście na plażę było dzikie, stała przy nim stara sosna, której korzenie wystały z piachu.
Widokówka z tamtych wakacji- Dziwnów. Na odwrocie( z datą 22.06.1971) tato pisze do babci, że mam dobry apetyt:)

Teraz Dziwnówek w niczym nie przypomina tamtej mieściny- rozbudowany, gwarny, ludny (oczywiście w sezonie) całkowicie stracił swój dziki urok. A jednak czasami lubię pojechać do Dziwnówka. Dlaczego? Z dwóch powodów- po pierwsze wycieczka ta zajmuje mi ok. 4 godzin (80 km), a po drugie to w Dziwnówku jest kawiarnia Venezia, gdzie dają najlepszą kawę mrożona i sernik an ciepło.  Venezię odkryłyśmy z Gui dwa lata temu, gdy wracałyśmy w wyprawy na Wolin. Po 40 km musiałyśmy koniecznie zrobić przerwę na kawę, a kawiarnia była przy samej drodze- nie trzeba jej było szukać- sama nas znalazła.

Wtedy też zostałyśmy mile obsłużone, a desery w pełni nas zadowoliły- były ogromne i pyszne.

Dziś także zatrzymałam się w Venezii na mrożonej kawie i serniku z malinami. Choć bliżej plaży był już gwar- zielone szkoły, wycieczki, babcie z wnuczkami, rodzice z dziećmi- to tu było spokojnie, z głośników płynęła chilloutowa muzyka. Odpoczęłam i pojechałam dalej podziwiać lato, co właśnie zastępuje wiosnę. 

8 komentarzy:

  1. Rower, jak rower bo ty wiesz, ze ja tylko podziwiam ale ten sernik z malinami to do wyobrazni mej przemowil.
    pewnie polskie smakolyki zalicze w ilosciach sporych :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Odrobinę zazdroszczę Ci tej bliskości do morza:) Piękne krajobrazy i bajeczne smakołyki tam macie:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale ta kawa to pewnie dała tyle energii, że do domu wracałaś o wiele szybciej ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do siebie po odbiór wyróżnienia!
    http://izisshe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. W Dziwnówku nigdy nie byłam. Ale byłam np. w Darłówku... ;p Brak mi polskiego morza... Dzięki za komentarz u mnie.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Sol/Monique

    PS. W wolnym czasie zapraszam do mnie na KONKURS, bo jeszcze chyba nie brałaś udziału! :)

    OdpowiedzUsuń