No właśnie… wyjechały. Poznikały rozrzucone tu i ówdzie
dziewczęce drobiazgi, umilkł radosny śmiech. Nie miałyśmy dla siebie zbyt wiele
czasu: Gui przyjechała tylko na dwa dni- na studniówkę, Chuda umówiła się na
imprezę urodzinową. Mimo napiętego grafiku wspólnie bawiłyśmy się na koncercie,
o czym Chuda pisała w poprzednim poście. Wieczorem, chrupiąc owoce i orzechy, obejrzałyśmy disnejowskiego „Kopciuszka” (nawet Ślubny nam towarzyszył
stęskniony towarzystwa swoich hałaśliwych córek).
( a teraz, szukając grafiki, przypomniałam sobie, że mam tego "Kopciuszka" jako ksiażkę w angielskiej wersji językowej- pamiątka z pobytu w Londynie)
Wspólnie zjadłyśmy dwa śniadania i jeden obiad. A obiad był
niecodzienny, bo … zrobiłam tartę.
Wiem, niby nic wielkiego, ale jakoś dotychczas nie
przygotowywałam tego dania, wiec to był pierwszy raz. A tarta chodziła za mną
od ostatniego pobytu w Warszawie, gdzie , czekając na pociąg do domu, jadłam
tartę szpinakową z łososiem. Potem samo słowo tarta bombardowało mnie ze stron
internetowych. Należało wiec wziąć byka za rogi i zrobić tartę.
Podpierałam się przepisem, ale oczywiście całkowicie go
zmodyfikowałam.
Ciasto przygotowałam z :
200 g mąki pszennej
100g margaryny
1 jajka
½ łyżeczki proszku dopieczenia
1 łyżeczki suszonego koperku
szczypty soli.
Wszystkie składniki najpierw posiekałam nożem, potem lekko
zagniotłam i włożyłam do lodówki na pół godziny. Następnie wyrobiłam ciasto i
przełożyłam do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Piekłam pół godziny w
piekarniku nagrzanym do 180o W
tym czasie przygotowałam nadzienie, na które złożyły się:
1 pierś z kurczaka
50 g wędzonego boczku
1 opakowanie mrożonych warzyw (kalafior, brokuł, marchewka)
2 łyżki oleju
Te składniki zostały podsmażone z solą i pieprzem, a
następnie ułożone na podpieczonym spodzie tarty. Całość została zalana dwoma
jajkami ubitymi z 150g żółtego sera i łyżeczką suszonego koperku.
Następne pól godziny tarta znowu spędziła w piekarniku. Gdy
wszyscy byli już odpowiednio głodni, zaparzyłam kwitnącą herbatę i zasiedliśmy
do obiadu.
Chuda stwierdziła, ze zdecydowanie musi nauczyć się robić
tartę, a ja, że to danie częściej będzie gościć na naszym stole.
Bo tarta, jest pysznym daniem. A ja jeszcze lubie wersje grzybowa... zreszta moze byc i "przeglad lodowki "... Buziaki
OdpowiedzUsuńZ grzybami tez zrobię- mam jeszcze zamrożone opieńki :)
UsuńTo poczekaj z nią na mnie! ;)
UsuńZastanowię się :)
UsuńNietypowa tarte ale podoba mi sie!
OdpowiedzUsuńNianiu, a widziałaś u mnie typowy przepis? Ja muszę wszystko zmodyfikować i zrobić po swojemu.
UsuńBrzmi tak apetycznie , ze i ja wezmę byka za rogi i upichcę dziś tartę i co więcej- wg twojego przepisu, Dziękuję za podpowiedź, ślinka cieknie że opanować się nie mogę!
OdpowiedzUsuń:)
Ciekawe są te tarty, nigdy jeszcze nie robiłam, raczej pizze, ale to przecież nie to samo; muszę kiedyś spróbować, przy okazji pieczenia chleba; właściwie to wszystkim chyba można je nadziać, co tam poleguje za długo w lodówce, prawda? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie- wszystkim i to też mi się w nich podoba. Na razie mam ochotę na taką z grzybami i na por z boczkiem. Zobaczymy :)
Usuńlubię tarty :) wszelkiego rodzaju.
OdpowiedzUsuńtarta jest troche jak pizza.... wszystkim daje sie przykryc
OdpowiedzUsuń