sobota, 15 lutego 2014

Potrawy z Hobbita i z naszego stołu, czyli recenzja z elementami kulinarnymi

Do Walentynek należy się odpowiednio przygotować, zatem w czwartek zakupiłam odpowiednie ingrediencje, by walentynkowy wieczór spędzić w miłej atmosferze. O 19.00 zasiedliśmy w troje, czyli Ślubny, Chuda i ja do kolacji.  Na stole znalazły się nasze ulubione potrawy- tatar, kilka rodzajów sera, trochę warzyw i bakalie. Całości dopełniało wyśmienite czerwone wino cabernet savinion z owoców dojrzewających w słonecznej Afryce.
Nasze menu widać na zdjęciach. Może nie było tak bogate, jak to, co podał Bilbo Baggins krasnoludom w czasie pierwszego spotaknia, ale też wino mieliśmy podobne- czerwonego wina zażądał Gandalf po przybyciu do hobbita.  A jeśli chcecie wiedzieć, co jedli bohaterowie książki "Hobbit czyli tam i spowrotem", żeby stworzyć książkę kulinarną z przepisami z dalekiego świata, to podpowiadam:

placek z kminkiem

bułeczki maślane

konfitury malinowe

paszteciki z mięsem

gulasz wieprzowy z sałatą

ser

szarlotka

gotowane jajka

kurczęta na zimno

pomidory


Do picia Bilbo podał kawę, herbatę, piwo i czerwone wino.  




Aby wieczór był jeszcze przyjemniejszy włączyliśmy sobie film – część drugą „Hobbita”. Celowo nie byliśmy w kinie, bo po pierwszej części nie widzieliśmy takiej potrzeby, ale ciekawiło nas to, co zrobił Jackson z powieści Tolkiena.

Dobrze, że mieliśmy wino… Już pierwsza część była nudna i rozwlekła, ale to co zobaczyliśmy wczoraj należałoby przemilczeć albo szybko zapomnieć. Z ekranu wieje przerażającą nudą. Chuda stwierdziła, że poniżej krytyki są efekty specjalne. Smok, który miał przerażać i w opiniach, czytanych wcześniej był genialny, nas jakoś nie przekonał. Muzyka, która ratowała jeszcze pierwszą część, tu prawie nie istniała (pojawia się sporadycznie i … w końcowej części napisów końcowych). Zachwycać mogły jedynie plenery i wnętrza.

 Ponieważ obie jesteśmy obecnie na etapie baroku, zgodnie stwierdziłyśmy, że to słowo klucz do tego filmu. Po pierwsze przerost formy nad treścią, po drugie iście barokowe obrazowanie. Światłocień jak u Rembrandta, miasto i jego mieszkańcy jak u Velazqueza bądź Vermeera. Naturalizm jak u Caravaggio.
Elfickie i krasnoludzkie wnętrza jak w schyłkowym gotyku- miałyśmy nieodparte wrażenie, że ktoś zapatrzył się na „Katedrę” Bagińskiego.
Gdy Bilbo Baggins po 3 godzinach filmu z przerażeniem zapytał :”Co myśmy zrobili?” My jak echo powtórzyliśmy to samo.



7 komentarzy:

  1. Ba, ale wycisnąć z niezbyt obszernej książki trzy 3-godzinne filmy to jest sztuka...
    W porównaniu do 3 części Władcy Pierścieni, gdzie trzeba było zrezygnować z wielu wątków, tu trzeba było jakoś ten czas wypełnić. Formą i światłocieniem ;-))
    Miłej niedzieli ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. byłam na tej części Hobbita w kinie,z młodym.Młody jest na etapie silnej fascynacji Władcą Pierścieni i Hobbitem.Podobało nam się, ale nie wiem czy w moim przypadku nie zadziałała "magia kina" plus fantazja (moja:)), i czy film widziany na mniejszym ekranie w domu tam samo bym odebrała:)
    Dobrze,że wino mieliście:) - Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. udało mi się wskoczyć na login małżonka, ale to ja, kyja

      Usuń
    2. My na pierwszej części byliśmy w kinie na 3D i nawet "magia kina" nie zadziałała... Całe szczęście, że mieliśmy wino i samych siebie, bo najlepszą rozrywką dla nas i tak są nasze własne komentarze do filmu :)

      Usuń
  3. Oj cos mi się sypie w widoku i nie mogę przeczytać w telefonie. Może w kompie będzie łatwiej. Grafika jskby poszła i widzę piksele.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na mojego raczkującego bloga o kobietach.

    http://nudneprzemyslenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń