wtorek, 16 lutego 2016

Krew w kinie czy może kina we krwi? cz. 1

Dzisiejszy wpis miał być pojedynczą kulturową notką, ale gdy usiadłam do pisania, okazało się, że się nie da - skończony tekst był zbyt długi, by zaprezentować go na raz, więc dzisiejszy wpis zapoczątkuje krótką serię na ten sam temat. 
Krew pojawia się w filmach często. Dotyczy to zarówno gatunków typowo „krwawych”, jak horrory czy filmy katastroficzne, ale też produkcji sensacyjnych, kryminalnych czy fantastycznych. Nie zawsze jednak należy patrzeć na nią w ten sam sposób. Refleksja na ten temat chodziła za mną już jakiś czas i właśnie nadarza się okazja, by nieco ją rozwinąć i wyjaśnić, bowiem byłam ostatnio w kinie na trzech zupełnie różnych filmach, które łączyła duża dawka przemocy i krwi właśnie. Produkcje, o których mowa, to „Nienawistna ósemka” Quentina Tarantino, „Zjawa” Alejandro Gonzáleza Iñárritu oraz marvelowski „Deadpool” wyreżyserowany przez Tima Millera (chociaż w tym przypadku od osoby reżysera istotniejsza moim zdaniem jest przynależność postaci do uniwersum X-Menów).  

Wszystkie te filmy różnią się od siebie diametralnie, będąc przedstawicielami zupełnie różnych gatunków, trafiając do różnych grup odbiorców i w zupełnie różny sposób traktując opowiadaną historię. 
Najwcześniej zobaczyłam „Nienawistną ósemkę”  - film kontrowersyjnego reżysera, wobec którego obojętni pozostają chyba tylko ci, którzy nie widzieli żadnego z jego filmów. Tarantinem można się zachwycać, można uważać go za świra, jego filmy darzyć uwielbieniem lub pogardą, ale trudno pozostać obojętnym. Należę do pierwszej z tych grup i uwielbiam skrzywione poczucie humoru Quentina, który nie tylko narusza granice dobrego smaku i poprawności politycznej, ale wychodzi daleko poza nie, w sposób świadomy wywołując niesmak u co wrażliwszych widzów. 

http://www.filmweb.pl/film/Nienawistna+%C3%B3semka-2015-714192
Czego by jednak o jego filmach nie mówić, technicznie są naprawdę dopracowane – muzyką zachwycają mnie już od „Bękartów…” (to subtelne nawiązanie do muzyki  Lorenca z „Bandyty” przy zbliżeniu na sierżanta Hugo Stiglitza, granego przez Tila Schweigera!), soundtrack z „Django” przez długi czas gościł w moich słuchawkach  („Nicaragua”!). Pod tym względem „Nienawistna…” z muzyką Ennio Morricone nie ustępuje im w niczym. Jest specyficznie, klimatycznie i zgodnie z przyjętą przez reżysera konwencją. 
Także obsada aktorska filmów tego twórcy jest wybitna. By wspomnieć niezwykłą Umę Thurman, ujmującego Christopha Walza (który zarówno za „Bękarty…” jak i „Django” zgarnął wszystkie możliwe nagrody dla aktora drugoplanowego z dwoma Oskarami włącznie), cudownie mówiącego „r” Brada Pitta, Leonarda DiCaprio, który stał się klasą samą w sobie czy Samuela L. Jacksona pokazującego w filmach Tarantina niezwykły dystans do siebie i koloru swojej skóry. 

http://film.dziennik.pl/news/zdjecia/509279,1,nienawistna-osemka-tarantino-swietne-recenzje-nowe-plakaty.html
Ponadto obrazy te często są jednymi  wielkimi nawiązaniami popkulturowymi, także pomiędzy sobą. Grają z konwencjami gatunków doprowadzając je do karykatury wyolbrzymieniem niektórych aspektów, często właśnie przemocy, agresji, rasizmu i innych postaw negatywnych. I można byłoby się oburzać, ale reżyser w sposób niezwykle wyraźny puszcza oko widzom. Znając chociaż najgłośniejsze filmy Quentina (a z nich jego twarz) nie sposób nie wyobrażać go sobie siedzącego na reżyserskim krześle i wylewającego wiadra sztucznej krwi na aktorów. 
Bo krwi u Tarantina jest na wiadra. Co najmniej. Trupów na tuziny albo i kopy. Ale widz wie, że to nie na serio. Że krew jest sztuczna, ciosy markowane, a szowinizm i rasizm wyolbrzymione aż do momentu, gdy stają się karykaturą samych siebie. W najnowszym filmie reżysera ofiary tarzają się we własnej krwi, ta pokrywa całą podłogę oraz parę innych powierzchni, sika strumieniami z odciętych kończyn i ochlapuje wszystkich żywych w okolicy. 
Ale poza krwią, agresją i przemocą w filmie wiele jest dialogów operujących skrajnie czarnym humorem, absurdem przesuniętym daleko poza wszelkie granice, groteską. Całość jest dopracowana, wszystko do siebie pasuje, jest na swoim miejscu i pomimo rozczłonkowanych ciał, kawałków mózgu walających się wokół patrzy się dobrze – na wnętrze, rekwizyty, stroje i ogólnie kreacje aktorskie. 

CDN...

6 komentarzy:

  1. no to czekam na pozostałe recenzje, też uwielbiam Quentka :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię dzieła Tarantino, szczególnie ,,Django" czy ,,Pulp Fiction", ,Nienawistną Ósemkę" widziałam kilka dni temu, ale średnio mi przypadł do gustu, to chyba jego najsłabszy film..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy potrafię wskazać film Tarantina, który jest moim zdaniem najsłabszy. Nie wszystkie jeszcze widziałam, ale powoli nadrabiam.

      Usuń
  3. Zdecydowanie od filmów lubię muzykę z nich. I tak twórczość kultowego Ennio Morricone jest mi dość bliska, jednak dla mnie na pierwszym miejscu jest nasz polski Lorenc, którego genialne kompozycje nawet bez obrazu bezproblemowo przekazują emocje, o jakie mu chodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ścieżkę do "Bandyty" uwielbiam - mogę słuchać jej godzinami. A film często oceniam dużo surowiej, jeżeli nie podoba mi się w nim muzyka.

      Usuń
  4. No tak - usłyszałem Lorenc i "Bandyta", a do tego Morricone - chyba czas odświeżyć nieco zasób oglądanych filmów? :)
    Ide do części drugiej! :D

    OdpowiedzUsuń