czwartek, 25 kwietnia 2019

Świąteczna wycieczka rowerowa do Rezerwatu Krokusów w Górzyńcu w Górach Izerskich

Droga w lesie
Jest tyle dróg...
Od lutego w socialmediach obserwowałam zdjęcia krokusów.  Najpierw te w Szczecinie, potem coraz bardziej na południe. Gdy pojawiły się pierwsze zdjęcia z Doliny Chochołowskiej, zaczynałam się niepokojąco wiercić i zastanawiać, czy to już czas.

Kiedy kwitną krokusy w Górzyńcu?

 To pytanie nurtowało nie tylko mnie. W połowie lutego dostałam pytanie z googli (jestem zarejestrowana jako lokalny przewodnik google maps) o to, czy warto już pojechać do Rezerwatu Krokusów w Górzyncu.

Wtedy roześmiałam się w głos, gdyż wokół zalegała jeszcze metrowa warstwa śniegu. Kwiecień to już zupełnie inna historia. Należało po prostu wsiąść na rower i jechać, bo właśnie w kwietniu jest szansa, by krokusy w Górzyńcu zobaczyć.  A ja wciąż się ociągałam. A to potwornie wiało, a o miałam inne plany, a to było bardzo zimno.

Rowerem po Górach Izerskich

wielkanocna dekoracja i koło od roweru
świąteczny akcent
Wreszcie, nadeszły święta i zdecydowałam. Jadę! Nie powiem, pomógł mi jeden sms od rowerowego towarzysza ze wsi.
Po śniadaniu wielkanocnym spakowałam w kieszeń telefon, kilka czekoladowych jajek (jak święta to święta) i pojechaliśmy.
rowerzystka na tle gór
Selfiaczek musi być
Po ubiegłorocznych przygodach z wiatrołomem, wybraliśmy bardziej uczęszczany szlak Grzbietu Kamienickiego (jeśli w ogóle można pisać o uczęszczanym szlaku) Najpierw górny asfalt, na nim skręt w lewo. Potem długi i stromy podjazd na Cztery Drogi. Naszym oczom ukazała się majestatyczna Kamienica .... pokryta śniegiem! Przez chwilę pomyślałam, że to idealny dzień na obserwację pejzaży z jej szczytu i wspomniałam Izerskiego Włóczykija, który już kilkakrotnie planował wejście na szczyt. Okazało się, że moje przypuszczenia są słuszne, ale o tym na koniec. My mieliśmy inne plany. Pojechaliśmy zboczem góry w stronę Rozdroża Izerskiego i... naszym oczom ukazał się zwalony na drogę świerk. Oczywiście od razu zaczęliśmy się śmiać, wspominając przeprawę przez Tytoniową Ścieżkę. Powalonych drzew było kilka, na szczęście leżały tak, ze tylko przez jeden pień trzeba było rowery przenosić podnosząc je wysoko.
 Potem było już lżej.

Rowerzyści na Rozdrożu Izerskim


krokus
Jest i krokus
Na Rozdrożu Izerskim panował świąteczny tłok. Próbowałam sobie wyobrazić tłumy w okolicach Chatki Górzystów i ucieszyłam się, że tym razem nie zaplanowaliśy wjazdu rowerem na Stóg Izerski lub na Polanę Izerską. U nas jest tak cicho i pusto. Jedynych rowerzystów (dokładnie trzech) spotkaliśmy na drodze rowerowej nr 7 . Potem jeszcze czterech piechurów w okolicach rezerwatu i tyle.
Na podjeździe pod rezerwat w rowerze Leszka coś chrobotnęło, brzdęknęło i... z zębatki smętnie zwisał pęknięty łańcuch. Dla mnie byłby to koniec wycieczki. Mój towarzysz jednak miał skuwkę i nim ja ogarnęłam selfiaczki, relację na Instagram i inne socialmedia, Leszek zakomunikował, że możemy jechać dalej.
Chwilę później staliśmy już na pomoście wypatrując maleńkich krokusików.




Krokusy w Górzyńcu

Samotny krokus, kto go znajdzie?

Nie było ich dużo. Chyba największy rozkwit miały już za sobą, a polanka została dodatkowo mocno zryta przez dziki. Nie mniej kilka kwiatków wypatrzyliśmy. Teraz żałowałam, że mam tylko telefon. Aparatu nie zabrałam, bo nie chciało mi się targać plecaka. To był błąd! Znów mam tylko ogólne zdjęcia polany , a krokusów można się na niej tylko domyślać.
Podobnie z motylami, które wdzięcznie fruwały nad polanką.
Z Górzyńca wracaliśmy podobnie jak rok temu główną drogą do Rozdroża. Potem szlakiem nad Płokę, gdzie znów trafiliśmy na przeszkodę w postaci wiatrołomu.




Spotkanie izerskich wędrowców


polana w lesie
Krokusowa polana
Ta część trasy była równie pusta jak poprzednio. Punktualnie o piętnastej pożegnaliśmy się u wlotu mojej drogi do domu.
Było odpowiedni czas na zjedzenie czegoś ze świątecznych przysmaków. A pod wieczór po zamknięciu kóz poszłam obejrzeć zachód słońca i... no właśnie! Spotkałam pod Kuflem Pawła-Izerskiego Włóczykija, który właśnie zszedł z Kamienicy, ale o tym czy udała mu się wycieczka sam wam na blogu opowie.
Edit: Jest i post Izerskiego Włóczykija: Tytoniowa Ścieżka 



zachód słońca i pies
Gringo o zachodzie słońca



24 komentarze:

  1. Kto by pomyślał, że teraz w Jizerce jest prawdziwy wysyp krokusów, ale tam zawsze wszystko później. Szkoda, że się nie udało do końca w Górzyńcu, ale chociaż słoneczna rowerowa wyprawa za Wami ;) Super wyszło to zdjęcie z Gringo o zachodzie! Opowiem, opowiem, może dziś wieczorem ;) Ten podjazd z górnego asfaltu w stronę Czterech Dróg to dopiero męczarnia i to monotonna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, ze rower był A do Izerki też warto byłoby się wybrać! Podjazd jest super! Idealny na treningi.
      A zdjecie Gringo mnie też się podoba, urodzony model z niego. Jak się uporasz z wpisem, to go podlinkuję.

      Usuń
  2. Ostrzę zęby na rumuńskie krokusy na przełęczy Prislop, naooglądałam się zdjęć i muszę sama przekonać się, jak jest w rzeczywistości:-) choć krokusów w Górzyńcu mało, zawsze warto było ruszyć się z domu:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Krokus, nie krokus ważne, że rowerek sobie pojeździł 😉😄

    OdpowiedzUsuń
  4. Wycieczka pewnie była super, bo widoki ech...piękne. Szkoda, że tych krokusików już tak nie wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda wycieczka w góry jest udana, anwet gdy jest mglisto lub śnieżnie. A krokusy to przecież tylko pretekst.
      Góry Izerskie są bardzo malownicze.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Warto poznać. Izery sa idealnym miejscem na wypoczynek z dziećmi.

      Usuń
  6. super wyprawa dobrze mieć takie zaradne towarzystwo podczas wycieczki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem, że takie góry istnieją, ale nigdy nie miałam okazji bliżej się z nimi zaznajomić. Tą polanką mnie zaintrygowałaś więc może w przyszłym roku zamiast do Chochołowskiej wybiorę się w Góry Izerskie:)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie było tam jeszcze Lemura, to myślę, ze warto go zabrać w Góry Izerskie!

      Usuń
  8. W tym rezerwacie z roku na rok coraz mniej krokusów. Największy jaki widziałam był "wieki" temu jak jeszcze nie było pomostów. Jednak najważniejsza była wycieczka, a tą jak czytam miałaś udaną. A zdjęcie Ginga o zachodzie super. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznei żałuję, że nie trafiłam tam wcześniej. Gringo jest rewelacyjnym modelem. Mam mnóstwo jego cudnych zdjęć!

      Usuń
  9. świetna wycieczka :) ja w przyszłym roku koniecznie planuję wybrać się do Zakopanego na te piękne kwiaty :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Po tytule spodziewałam się większej ilości krokusów :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były, ale kilka dni wcześniej. My trafiliśmy na końcówkę.

      Usuń
  11. Łąki pełne krokusów wyglądają niesamowicie - więc chętnie zrobiłabym sobie taką wycieczkę, zwłaszcza na rowerze! (tylko że od nas sporo dalej ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rowerowe wycieczki są zawsze pasjonujaće. Nie tylko w stronę krokusów.

      Usuń
  12. Może krokusów nie pokazało się zbyt wiele, to jednak najważniejsze jest to, że był to aktywnie i pozytywnie spędzony czas ;)

    OdpowiedzUsuń