poniedziałek, 4 listopada 2019

Czego uczy życie w domu na wsi? Refleksje z Domku pod Orzechem

Mieszkam na odludziu, choć należałoby nasz przysiółek nazwać o wiele dosadniej. Nasz wiejski domek w górach leży prawie dwa kilometry od wsi do której należy, a zbocza Kufla dokładnie nam ją zasłaniają.  Na co dzień zatem widzimy zabudowania sześciu rodzin. A jeśli chcielibyśmy odwiedzić wszystkich sąsiadów, musielibyśmy przejść około 2 km. Położenie domu w górach, z dala od miasta i najbliższego sklepu , a nawet z dala od sąsiadów sprawia, że trzeba spojrzeć na życie z całkiem nowej perspektywy. Po dwóch latach od wyprowadzki z Trzebiatowa na wiele spraw patrzę inaczej.
Czego się nauczyłam? Zapraszam do lektury moich refleksji o blaskach i cieniach życia na wsi.

  Czas w wiejskim Domku pod Orzechem

Czas wiejski znacznie różni się od tego w mieście. Tu zegar pełni funkcję drugorzędną, a znacznie ważniejszy staje się czas słoneczny. Budzę się ze słońcem i od jego położenia zależy moja aktywność: Wszystko mieści się pomiędzy porannym a wieczornym obrządkiem. Latem robię to od razu po przebudzeniu i przed samym snem, zimą najpierw piję kawę i czytam, potem idę do zwierząt. Podobnie wieczorem. Po obrządku mam mnóstwo czasu na czytanie, pisanie i rozmowę ze Ślubnym. Staram się żyć w zgodzie ze swoim rytmem, czyli w rytmie slow.


Planowanie zakupów 

Zrobienie zakupów urasta do rangi wydarzenia i odbywa się zazwyczaj w sobotę co dwa tygodnie. Zajmuje mi jakieś 2-3 godziny w zależności od tego, czy towarzyszy im wizyta na targowisku. Mam zawsze bardzo dokładną listę rzeczy niezbędnych, a jeśli czegoś zapomnę, to znaczny, że po prostu trzeba będzie się bez tej rzeczy obejść, bo nie pojadę 8 km po jedną drobnostkę. Artykuły przemysłowe zamawiam przez Internet, bo nawet z kosztami wysyłki wyjdzie taniej niż wyprawa do Jeleniej Góry, zima jednak zdarza się, ze kurier pozostawia nasze zakupy w sklepie we wsi, bo przecież do nas nie da się przedrzeć przez zaspy.. Najbardziej lubię jeździć na targ, gdzie mogę kupić ekologiczne warzywa, gdy zabraknie tych z mojego ogrodu oraz kolejne filiżanki z drugiej ręki. Tu też wyszukuję drewnianych zabawek dla dzieci.

Myślenie ekologiczne

Zawsze mi się zdawało, że jestem proekologiczna. Segregowałam śmieci, nie marnowałam żywności, a nawet gasiłam zbędne oświetlenie. Dopiero jednak Domek pod Orzechem wymusił na mnie nowe spojrzenie. Nie chodzi już tylko o segregowanie, a o tworzenie śmieci. Na blokach po prostu wynosi się worek do śmietnika. Na wsi śmieci odbierane są co dwa tygodnie, więc jeśli wyprodukujemy ich za dużo, to nie ma ich gdzie składować, a każda zapomniana foliówka zaśmieci nasz własny ogródek. Z tego też powodu nie używam foliówek, korzystając z płóciennych siatek oraz ręcznie szytych woreczków ze starej firanki. Nie kupuję żywności pakowanej w plastik, wybierając przede wszystkim produkty nieprzetworzone.

Ogrzewanie domu na wsi

Podobnie jest z ogrzewaniem. Żeby w domu było przyjemnie, trzeba napalić w piecu i choćby nie wiem, jak bardzo był nowoczesny, to gdy pali się węglem to... wychodząc powyżej domu ma się wrażenie, "choby sie na koksach na Ymie było", czyli po prostu śmierdzi spalanym węglem. Z tego też powodu zdecydowaliśmy się na inwestycję w panele fotowoltaiczne, a także obniżyliśmy o 2-3 stopnie temperaturę, w której odczuwamy komfort cieplny (po prostu cieplej się ubieramy)

Idea MNIEJ

Kupujemy mniej, bo nasze znacznie ograniczyliśmy nasze potrzeby. Buty, spodnie, swetry i resztę ubrań nosi się przez wiele sezonów, bo przecież kóz i kur nie obchodzi, czy nasze leginsy są najnowszym krzykiem mody. Ubrania muszą być jedynie ciepłe i wygodne, a buty nieprzemakalne i dlatego najważniejszym wiejskim obuwiem są kalosze. Mniej używamy środków chemicznych, w tym dezodorantów, kremów, kosmetyków, a płyny do mycia naczyń oraz do czyszczenia kupujemy bio, wspomagające pracę bakterii w ekologicznej przydomowej oczyszczalni ścieków. 

Stosunki dobrosąsiedzkie

Z całą pewnością utrzymanie poprawnych stosunków z sąsiadami to podstawa udanej egzystencji w naszej głuszy.  W sytuacji kryzysowej to na nich możemy liczyć w pierwszej kolejności, a oni na nas. Zabrakło jajka lub soli? U kogoś na pewno jest. Trzeba przypilnować dziecka? Zawsze któraś sąsiadka ma czas. Pożyczyć fotelik samochodowy, aby przywieźć bratanicę z dworca PKP? Nie ma problemu. Wyciągnąć kogoś z rowu, bo było ślisko? Bierze się auto i jedzie z pomocą. A może po prostu trzeba wyjść z domu i wypić u kogoś kawę lub herbatę, posiedzieć, wygadać się?
 Tu nie trzeba umawiać się na towarzyskie spotkanie z tygodniowym wyprzedzeniem! Po prostu idziesz do sąsiadów i tyle. 
Przyznam się Wam po cichu, że teraz prowadzę o wiele bogatsze życie towarzyskie niż w mieście!

Cierpliwe czekanie

Życie na wsi w dużej mierze polega na czekaniu. Czeka się na kuriera, który pobłądził i zamiast za pól godziny przyjedzie za dwie. Na deszcz, bo nie wiadomo czy podlewać, czy nie. Na słońce, żeby zrobić duże pranie i wysuszyć je na dworze. Czeka się też aż stopnieje śnieg albo przejedzie pług albo, kiedy promienie słońca stopią szron, by wyprowadzić kozy na trawę. Na materiały budowlane, które kiedyś dojadą. Czeka się na gości i na wieści, czasem na telefon od kogoś. Czasem czeka się aż w piecu rozpali się na tyle, by podgrzać wodę do kąpieli albo aż zagotują się ziemniaki gotowane na blasze kaflowego pieca. 

Zatrzymanie w biegu

Życie w mojej dziczy płynie powoli, zgodnie z rytmem przyrody, a ja poddaję się temu rytmowi. Nie planuję więcej niż mogę zdziałać, a jeśli czegoś nie uda się zrealizować, to po prostu przekłada się to na kolejny dzień lub na kiedyś tam. Dzięki temu wreszcie mam czas na spokojne spacery i podziwianie widoków. Głęboko oddycham, wciągając nie tylko świeże powietrze, ale także miliony zapachów.  Niespiesznie piję kawę, wybierając codziennie inną filiżankę w zależności do koloru okładki czytanej książki lub własnego widzimisię. 
Nigdzie mi się nie spieszy i zawsze mam czas. 
Czas na filiżankę herbaty.
Czas na upieczenie chleba.
Czas na wymyślenie nowego ciasta i potrawy.
Czas na czytanie książek.
Czas na wędrowanie.
Czas na pisanie. 
Czas na mizianie kotów i psa.
Żyję w rytmie slow. Tak po prostu.

Podobały się Wam moje przemyślenia? Zastanawiacie się, skąd się wzięłam na wsi? Zapraszam do lektury starszych postów:

Edit: czasem życie układa się tak, że ledwo napisałam o stosunkach dobrosąsiedzkich, otrzymałam prośbę, której nie można odmówić. Mały Staś, którego mama pochodzi z mojej wioski, potrzebuje wsparcia na leczenie. Zbiórka prowadzona jest tu:

41 komentarzy:

  1. Jakże inna rzeczywistość w porównaniu z życiem blokowo-miastowym. Zresztą sama o tym Piszesz. Mam wrażenie, że Twoje życie teraz jest bardziej uporządkowane. To jest fajne dla osób, które są wiekiem gdzieś w połowie drogi. Dla osób z pewnym bagażem wiekowym bez pojazdu to lepiej jest pozostać w blokowej rzeczywistości. Ja się cieszę, że mieszkam jak mieszkam (miasto blokowe) ważne, że naturę mam w zasięgu nóg. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja całe życie spędziłam na wsi i nie zamieniłabym tego na nic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest świetna postawa! Dla mnie wyjazd na wieś była rewolucją.

      Usuń
  3. Nigdy nie mieszkałam na wsi, ale miałam tam rodzinkę i w dzieciństwie spędzałam dużo czasu. Zawsze mi się podobały te więzi z sąsiadami. Mogło się ich w ogóle nie znać, ale mijając się na ulicy każdy się każdemu kłaniał i mówił 'dzień dobry' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więzi międzyludzkie są tu bardzo silne, ale... ja miałam szczęście do sąsiadów także wtedy, gdy mieszkałam na blokach w mieście.

      Usuń
  4. My się przeprowadziliśmy kilka miesięcy temu. Całe życie miastowi, teraz wieś. Jeszcze się przestawiam. Jeszcze uczę się wszystkiego. Jeszcze nie wpadłam w ten rytm i czasu mi nadal brakuje... bo remontowanie domu, bo zagospodarowanie ogródka, bo szczeniaczek, bo zakupy daleko, bo szukanie pracy...Ale bardzo mi się podoba. I sprawa której chyba najbardziej się bałam... W mieście właściwie pełna anonimowość (sąsiedzi poza blokiem, nawet Cię nie poznaja). Na wsi bałam się wścibiania nosa w czyjeś życie. Nam trafili się świetni sąsiedzi(odpukać, coby w zła chwilę nie wymówić), zawsze gotowi pomóc, zawsze rozmowni i mili. Jakoś się wszystko poukłada. Ach...No i kalosze. Przełożyłam na jutro, jedziemy na zakupy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że kupisz wygodne stylowe kaloszki. Ja ostatnio dostałam zielone od córki.

      Usuń
  5. Aż zazdroszczę takiego spokoju i wyciszenia, jakie masz po przeprowadzce...

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej u Was cieszy mnie, a jednocześnie intryguje Wasze życie sąsiedzkie. Taki relikt sprzed lat, jedna z niewielu rzeczy, które nadają klimat dzisiejszej izerskiej okolicy. Trudy, a może raczej uroki życia codziennego w Waszej dolince chyba jeszcze bardziej zbliżyły do siebie sąsiadów :) A co do ciuchów - to jest właśnie wiejska wolność, nie przejmujesz się tym, co powiedzą inni - poza tym - ubierasz się pod pogodę, reszta jest nieważna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zbliża nas fakt, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

      Usuń
  7. Tak, coś w tych relacjach międzyludzkich jest.... co prawda nie mieszkałam na wsi a jedynie bylam gościem u cioci. Tak porównując to faktycznie jest różnica...

    OdpowiedzUsuń
  8. Doskonale przestawiłaś się na wiejskie życie, bez utyskiwania, oglądania się za siebie, żałowania, wskoczyłaś w nie jak w wygodne buty:-) my, niestety, jeszcze jedną nogą w mieście, jest babcia, mężowska praca, ale uciekamy do chatki, skoro tylko okazja; ostatnio siedzieliśmy na tarasie, a mąż pyta: - słyszysz to? - co?- ciszę.
    Tak, tylko w naszej głuszy mamy ten komfort, w mieście to ciągły, dokuczliwy szum nawet zza szyb.
    Życie zgodnie z rytmem przyrody, z porami dnia, roku, to skarb utracony, stąd stres, choroby.
    Ale nie każdy lubi takie życie, ludzie więdną bez galerii, sklepów, zakupów, a nas nazywają odmieńcami z krzaków:-)
    Mam wrażenie, że człowiek łagodnieje w kontakcie z naturą.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciszą rozkoszujemy się każdego dnia. Jest czymś niesamowitym. I masz rację, natura wycisza. Nawet takiego choleryka jak mój Ślubny.

      Usuń
  9. Piękny wpis �� Zawsze chciałam mieszkać na wsi. Na razie pozostaję na przedmieściach. Życzę spokoju i harmonii z naturą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne. :) Bardzo mi tego brakuje. Obecnie "nadaję" z mieszkania na czwartym piętrze w bloku, w dużym mieście... Robię wszystko, żeby jak najszybciej móc się przeprowadzić na wieś i w końcu żyć takim życiem, jakiego chcę. Macie wiele szczęścia. :) Wspaniale, że potrafisz to docenić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dusiłam się na blokach. Życzę powodzenia w realizacji planów.

      Usuń
  11. Fantastyczny wpis. Moja natura jest gdzieś pomiędzy blokowym miastem a wiejskim odludziem. Nawet myślałam podzielić rok na pół.

    OdpowiedzUsuń
  12. Super się czytało. Trzymam kciuki za zbiórkę, oby się udało. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja niestety nie umiem się zatrzymać nawet na wsi!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja sama mieszkam na wsi, ale takiej większej. I takie odludzia lubię na jakiś czas - wyjechać gdzieś, odpocząć, podziwiać przyrodę. Ja jednak potrzebuje cywilizacji w zasięgu ręki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez lata zastanawiałam się, czy dam radę bez cywilizacji. Teraz już wiem, że tak.

      Usuń
  15. Życie na wsi jest fajne i doskonale to opisałaś. Mieszkając we własnym domu nie mamy miejskich ograniczeń. Dużym plusem jest panująca cisza i spokój od zgiełku. Można by tak wymieniać bardzo dużo plusów mieszkania na wsi. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. przypomniały mi się moje beztroskie dzieciństwo na wsi :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Anno, ładnie opisałaś swój czas na wsi, czyli na ustroniu. Poczułem atmosferę tego czasu, a właśnie o to chodzi w pisaniu.
    Zazdroszczę Wam i gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  18. Pięknie o tym piszesz. Ja mieszkam w centrum wsi i nie mamy gospodarstwa ale doceniam to że kawałek za zabudowaniami jest miejsce gdzie mogę iść na długi spacer, pobyć sama ze sobą i z naturą

    OdpowiedzUsuń
  19. Pewnie pod takim niebem wciąż nie wiesz czego nie wiesz ..

    OdpowiedzUsuń
  20. Pięknie to opisałaś. Przyznam, że ze mnie mieszczuch straszny się zrobił i na krótki okres - dlaczego nie. Ale tak na zawsze? Chyba jednak nie dla mnie. Choć może inaczej - mam dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym oraz pracę, gdybym musiała codziennie wszędzie dojeżdżać po więcej niż 20 km.. dowozić, przywozić, jeszcze zajęcia dodatkowe i w ogóle... no to byłoby ciężko.
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo osób tak żyje. Dowożą dzieci do miasta, wożą na zajęcia i są szczęśliwi.

      Usuń
  21. Ciekawie to podsumowałas. Mnie się marzy stary dom w miejscu gdzie nie ma zasięgu telefonicznego

    OdpowiedzUsuń