Wczoraj zapadła decyzja- skoro w Kołobrzegu grają Klossa, to trzeba koniecznie jechać. Początkowo zapowiadał sie pełen samochód chętnych na wyjazd, ale pojechaliśmy we troje- tym razem dominowali moi mężczyźni. Przyjechali po mnie do pracy i wspólnie wybraliśmy się do Kołobrzegu. Przed seansem odwiedziliśmy jeszcze cukiernię Gruszeckich, których słodkości słyną w całym mieście. Moi Panowie nie odmówili sobie przyjemności wypicia dobrej kawy i zjedzenia ciastka. Zarówno tiramisu w formie walca, jak i ciastko węgierskie ( czekoladowe ciasto, takiż krem, do tego wiśnie) spełniły oczekiwania. Ja tym razem poprzestałam na herbatce- przed samym wyjazdem zdążyłam zjeść kanapkę.
Kino prawie puste - tylko w sezonie trzeba wcześniej rezerwować miejsce. Film, cóż bywałam na lepszych. Pomysł był niezły- polski Indiana Jones poszukujący Bursztynowej Komnaty. Niestety, wykonanie, takie jak zawsze.
- Nie było muzyki z serialu- utyskiwał Mąż.
- Klimatu nie trzyma- wzdychał syn mający świeżo w pamięci "W ciemności".
Oczekiwania wobec filmu były dużo większe. Obejrzeć się dało, Stara gwardia aktorska dała z siebie wszystko, ale dłużyzny niemiłosierne, taka sobie gra aktorska, "nie ta muzyka" sprawiły nam zawód.
I jeszcze jedna refleksja- ileż u nas jeszcze takich "wojennych scenerii". Wystarczy wyjść poza centrum miasta i już można wojnę bez przygotowania kręcić.
To się zgadzamy, niestety...profanacja. Trafiłam na twojego bloga, po tym, jak ty weszłaś na mojego. Bardzo fajny będę zaglądać.
OdpowiedzUsuńMiło Cię powitać wśród czytelników:)
OdpowiedzUsuńA tak się cieszyłam na tę reaktywację. To co nam jeszcze zostało w kolejce do klapy? Czterech pancernych, Pies Cywil, Wojna domowa?
UsuńTrochę by się jeszcze znalazło... i pewnie jeszcze kilka lektur do ekranizacji zostało...
UsuńTo co, nie kupować jak już na DVD się ukaże?
OdpowiedzUsuńPoczekać, aż w jakieś gazecie za grosze będzie można kupić:)
OdpowiedzUsuń