Nie spieszyć się, iść powoli przed
siebie, bez celu. Dla samej przyjemności poruszania się, słuchania
trzasku gałązek pod butami, śpiewu ptaków i szelestu liści. Nie
myśleć o kilometrach, czasie, mapie. Po prostu iść.
Niedziela wstawała upalna. Już o
dziewiątej miejscówka na hamaku okazała się złym lokum ze
względu na palące słońce. Należało uciekać w cień. A gdzież
znajdę go więcej niż w lesie, wśród drzew?
Zabrałam Gringo i poszliśmy w góry.
Najpierw ulubioną ścieżką w stronę Blizbora, ale nie
wchodziliśmy na szczyt, bo na odkrytej skale usmażylibyśmy się.
Na północno-zachodnim zboczu był jeszcze przyjemny leśny chłód.
Potem zatopiliśmy się w brzozowym jasnym lesie, zeszliśmy
piarżyskiem w dolinę, tam gdzie swe źródła ma Czarnotka. A
raczej miała.
W miejscu źródeł, bagien i rozlewisk znaleźliśmy
tylko suche, nawet pozbawione już wilgoci koryto i zszarzałe mchy
torfowce. Pies bezskutecznie węszył za wodą. Susza w Izerach
postępuje. Z dnia na dzień jest coraz bardziej widoczna. Do tego,
że przydrożnymi rowami nie płynie woda zdążyłam się już
przyzwyczaić, ale suche źródło mnie przeraziło. Wodą szemrze
już tylko główne źródło usytuowane gdzieś poniżej Tytoniowe
Ścieżki i to ono zasila coraz płytszą i skromniejszą Czarnotkę.
Cieniutkie strugi znaleźliśmy i
wyżej, niestety nikną one w gnijących kałużach powstałych w
koleinach tworzonych ciężkim sprzętem ściągającym drewno.
Wielkie koła traktorów rozjeżdżają koryta, niszcząc przepusty i
zamykając resztki wody w zielonym bezodpływowym bagnie. Pełna
niewesołych myśli opuściłam zlewisko Czarnotki, by przejść
przez drogę szutrową prowadzącą do górnego asfaltu.
Przez chwilę
chwilę szliśmy nią w dół, zbierając czerwieniejące tu i ówdzie
poziomki i wypatrując świetlika. Niestety ta drobna roślinka,
mająca tu swoje stanowisko, nie pojawiła się w tym roku przy
drodze. Potem znów zagłębiliśmy się lesie, tym razem poszukując
strumieni zasilających Przecznicki Potok. Niestety tu także było
zupełnie sucho. Niesamowitym przeżyciem jest iść po miejscach,
które dotychczas były nie do przebycia! Widzieć łąkę tam, gdzie
jeszcze rok temu były szuwary i szemrząca woda.
Nazbierałam jagód i z pełnym
wiadereczkiem ruszyliśmy w dolinę, ponad zabudowaniami Radoszkowa.
Na miedzach zebrałam jeszcze trochę dzikich czereśni. Wodę udało
się znaleźć dopiero na dnie doliny.
Ledwo widoczna struga, będąca
jedną z dwóch odnóg Przecznickiego Potoku, cichutko szumiała
zachęcając do odpoczynku w jej orzeźwiającym chłodzie. Gringo
przeskakiwał po kamieniach, biegał chłodząc się w wodzie. Do
domu wracaliśmy łąkami, podziwiając motyle.
Piękny to był spacer, włóczyliśmy
się kilka godzin, tylko refleksje niewesołe. Brak deszczu potęguje
trwającą od kilku lat suszę, a nieprzemyślana wycinka drzew tylko
przybliża nieuchronną klęskę. Już teraz mieszkańcy dolin mają
problemy z zaopatrzeniem w wodę, a co będzie dalej?
Dla porówniania te same miejsca zimą:
oraz kilka lat temu:
Lubię takie spacery pośród natury
OdpowiedzUsuńO kurczę, to faktycznie nieciekawie, skoro już nawet wody brakuje w górach. Motyle i zioła jak zawsze przyjemnie wyglądają ;) co to za ogromna łąka na samej górze tego połączonego pionowego zestawu zdjęć?
OdpowiedzUsuńAch nie ma to jak zielona natura
OdpowiedzUsuńNiestety i ja łażąc po Parku Karkonoskim zauważam wielką degradację spowodowaną suszą jak i wycinką. Nie dalej jak wczoraj w pobliżu Jagniątkowa przy I drodze obserwowałyśmy porozjeżdżane miejsca a las tak już przerzedzony, że trudno o cień, a jeszcze nie tak dawno było inaczej.
OdpowiedzUsuńAnszpi, ja też.
OdpowiedzUsuńPawle, ano nieciekawie. Ta ogromna łaka, o którą pyszasz leży powyżej Radoszkowa- najwyżej położonej części Przecznicy. Piękny widok, prawda?
Magdalena, zieleń jest najlepsza na wszystko!.
Aleksandro, nie potrafię tego zrozumieć. Ja wiem, że potrzebujemy drewna, lubimy drewniane meble, opalamy nim domy zimą, ale czy naprawdę trzeba go aż tyle? Czy na pewno trzeba wycinać ledwo odbudowany izerski i karkonoski las? Ty pewnie tak samo jak ja pamiętasz jeszcze te puste przestrzenie po klęsce ekologicznej. Dlaczego ci, którzy podejmują decyzje, nie mają tak dobrej pamięci?
Jestem na głodzie drogi, więc chciwie oglądam Twoje zdjęcia, chociaż gdy w pracy pot zalewa mi oczy, myślę sobie, że i moje zimowe wędrówki mają zalety.
OdpowiedzUsuńSłyszałem, że zdarzają zakupy drewna (lub papieru) przez zachodnie kraje, które mają sporo lasów u siebie. Wolą jednak kupić w Polsce, na przykład, niż wycinać swoje lasy. A u nas liczy się kasa tu i teraz.
Zdrowy, naturalny las poradzi sobie z okresowym niedoborem wody, natomiast młody, sztucznie zasadzony, niekoniecznie.
Ciekawe, a zdarzało się tak już wcześniej? Zapewne kilka dni deszczu i będzie wody pod dostatkiem...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Pewnie, że świetny widok! Wpadnę tam kiedyś na pewno z aparatem, trochę to przypomina alpejskie łąki...ale i tak póki co Wasza gierczyńska dolina jest najbardziej malownicza. Przy takiej suszy nawet kilkudniowe opady mogą nie być wystarczające.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, Krzysiu, kasa i brak perspektywicznego myślenia. Ta susza staje się groźna.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, jeszcze nigdy nie było takiej suszy. Potoki kiedyś wyschły, było to w latach osiemdziesiątych, ale wtedy nie było lasu, przeszedł pożar a skutki klęski widać do dziś.
Pawle, nasza dolina czeka na Ciebie. Masz rację, kilka dni deszczu niewiele zmieni. Potrzebna jest prawdziwie śnieżna zima i regularne opady, które dogłębnie nawilżą ziemię.