Od kilku dni zapowiadano słoneczna pogodę. Należało więc skorzystać z dobrodziejstw jesieni i ruszyć rowerem przed siebie. Miałam spory dylemat z wyborem trasy, jednak rzut oka na kierunek wiatru wystarczył, by zdecydować się na eskapadę na południe. Wybór padł na Golczewo. Byłam tam już kilkakrotnie, ale zazwyczaj przejazdem, bez zatrzymywania się w miasteczku. A kusiło kilkoma ciekawymi miejscami, kusiło. Drugim powodem była chęć sprawdzenia jak wygląda nowiutki asfalt nie tak dawno hucznie oddawany do użytku w okolicach Kołomącia ( droga była tam już w tak fatalnym stanie, że przestaliśmy tamtędy jeździć)
Pies obudził mnie jak zwykle przed wschodem słońca. Mogłam więc o 7.30 spokojnie ruszyć przed siebie.
Słońce właśnie zaczynało przeświecać przez poranne mgły, rozbłyskiwać w wodach Regi.
Zatrzymałam się na chwilę w zakolu rzeki przed Kłodkowem i wpatrywałam w płynąca poniżej rzekę- lubię to miejsce, bo brzeg jest tu wysoki i rzekę widać poniżej, dalej zaś rozciągają się podmokłe łąki, które w czasie powodzi zamieniają się w rozlewiska. Teraz, w czasie suszy widać wysoko rosnące trawy i trzcinę.
Bez przeszkód dotarłam do Gryfic i skręciłam na Kołomąć. Z zaciekawieniem wypatrywałam nowego asfaltu, ale póki co podskakiwałam na dziurach. Dopiero przy tablicy obwieszczającej koniec miejscowości zobaczyłam owo nowiutkie, równe cudo. Z przyjemnością podjechałam pod sporą górkę (poprzednio nieraz trzeba było zejść z roweru, który zsuwał się po piachu). Niestety mojej przyjemności wystarczyło na... 2,5 km. Od wsi Jasiel droga znów jest dziurawa i chropowata.
Nim wjechałam w Lasy Golczewskie, zatrzymałam się na skraju drogi, bo na pobliskim polu ujrzałam żerujące kruki. Po chwili moje ulubione ptaszydła wzbiły się w górę, a mnie udało się uchwycić je w locie, gdy kołowały ponad wielobarwnymi koronami drzew.
Potem wjechałam w cudnej urody golczewski las za którym rozpościerało się miasteczko.
Golczewo to niewielkie miasteczko na trasie Płoty-Kamień Pomorski.Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale to tylko pozory. Nad góruje wieża XVI-wiecznego kościoła pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli. Niedawno kościół poddany był pracom odwadniającym, w efekcie wnętrze straszy niechlujnie zdartym tynkiem i czeka na pełną rewitalizację. Na przykościelnym placu oprócz materiałów budowlanych można zauważyć kamień upamiętniający Katyń i katastrofę smoleńską oraz niewielki świerk poświęcony przez papieża Benedykta XVI, jest też konstrukcja szopki bożonarodzeniowej, która czeka na swój czas.
Mnie jednak ciekawiły dwa inne obiekty- Wieża Zamkowa i... pomnik żaby. Oba znajdują się przy drodze w kierunku Przybiernowa (zwróciłam na nie uwagę w czasie powrotu z Wolina, ale wówczas byłam już bardzo zmęczona i nie zatrzymywałam się)
Sporych rozmiarów żaba siedzi sobie na jednym ze stylizowanych liści, będących fragmentem fontanny. W internecie znalazłam trzy wersje legendy o owej żabie, dwie przypominają znane nam baśnie, jedna dotyczy źródełka z czystą wodą. Druga golczewska żaba siedzi sobie na kuli ziemskiej nad jeziorem Szczurzym, ale choć do jeziora dotarłam, to do żaby już nie.
Dotarłam za to do baszty położonej na niewielkim wzniesieniu. To pozostałości po XIV-wiecznym zamku. Informacja głosi, ze baszta jest udostępniona do zwiedzania, jednak dopiero od 11.00 a ja, jak zwykle byłam zbyt wcześnie (ech... przekleństwo skowronków- wszędzie są za wcześnie)
Wokół dawnego zamku rosną potężne buki, będące pomnikami przyrody- podejrzewam, że do objęcia pnia potrzebne byłyby obie moje córki a może i cała rodzina ;)
Miałam już wracać, ale postanowiłam skręcić nad jezioro- prowadzi tak szlak turystyczny i rowerowy (szkoda, że na mojej szosce nie dało się jechać dalej, bo pewnie bym do pomnika żabki dotarła) Jezioro wygląda atrakcyjnie i pewnie jest rajem dla wędkarzy, o czym świadczą liczne pomosty wędkarskie- na jeden udało mi się wejść i chwile posiedziałam na ławeczce, zachwycając się ciepłym przedpołudniem.
Mój pobyt w Golczewie dobiegł końca. Tą sama drogą ruszyłam w stronę Trzebiatowa. Początkowo miałam lekki wiatr w twarz, jednak po skręcie w stronę Gryfic przyjemnie pchał do przodu.
W miejscu, gdzie niedawno obserwowałam kruki, teraz pasły się dwie sarny skubiąc młodą, soczyście zieloną oziminę.A kilkaset metrów dalej przed oczyma śmignął jaskrawoturkusowy zimorodek. Niestety, wylądował w trzcinie po południowej stronie drogi i patrząc pod słońce nie potrafiłam go wyśledzić.
To była udana wycieczka, choć myślę, że następnym razem przeproszę się z rowerem trekingowym, by pośmigać po zachęcająco wyglądającym szlaku rowerowym.
Piekne okolice, piekna jesien.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aniu, zauważyłem, że urodę okolicy zawsze potrafisz znaleźć; cenna to umiejętność. Widząc zdjęcia, wspominałem cudne widoki jesiennego lasu wczesnym rankiem, gdy resztki mgły rozświetlane są słońcem.
OdpowiedzUsuńPiękno jest wokół nas (i w nas), w każdym najdrobniejszym szczególe :)
UsuńMasz rację Aniu Golczewo jest piękne...
OdpowiedzUsuńGolczewo brałam zawsze przejazdem, nie miałam okazji się zatrzymać, więc cieszę się, że podejrzałam trochę u Ciebie. A te zdjęcia... Patrzę na widoki i od razu czuję polskie powietrze i pogodę. Tęskno, oj tęskno...
OdpowiedzUsuńSporo straciłaś. To taka bardzo przyjemna mieścina.
UsuńDo tego dopiero teraz zobaczyłam, że wpis ma prawie 5 lat. Brawo ja. 💪
UsuńBrawo Ty! Co nie zmienia faktu, że cieszę się z Twoich odwiedzin.A odkyrzałam go z powodu żaby 😃
Usuń