Ostatnich kilka dni to była prawdziwa karuzela zdarzeń. Dni z synem i jego rodziną minęły oczywiście za szybko, a każdą chwilę wypełniało radosne działanie.
Zróbmy mydełka, uszyj mi lalkę
Tradycją stało się wspólne robienie mydełek. To taki must have pobytu Panny M. w Domku pod Orzechem. Podobnie było i tym razem. Wonne olejki, baza glicetynowa, płatki kwiatów oraz wielokształtne foremki poszły w ruch i przed kilkadziesiąt minut Panna M. tworzyła własne mydlane kompozycje.
Nie obyło się także bez przygotowania maskotki. Maszyna do szycia padła, więc przygotowałam szmaciankę szytą ręcznie. Panna M. decydowała o tym, jakich tkanin użyć i jak połączyć, by lalka spełniała jej oczekiwania.
Udało się!
Na naleśniki do Chatki Górzystów
Jednym z marzeń mojej synowej było odwiedzenie kultowej Chatki Górzystów. Poprzednia próba nam nie wyszła, bo Agatka była wtedy wysoko w ciąży. Teraz, uzbrojeni w naszą nieśmietelną spacerówkę pomaszerowaliśmy ze Świeradowa Zdroju przez Agrafkę wprost na Polanę izerską, a potem do Chatki Górzystów.
Pogodę mieliśmy w kratkę: na przemian padał deszcz, błyskało słońce, a na powrocie nawet obrzuciło nas gradem. Taka aura miała jednak swoje plusy: brak kolejki do naleśników był nie do przecenienia. Co więcej: przy samym schronisku zaświeciło nam cudne słońce! Naleśniki jak zwykle były pyszne.
Panna M. większość trasy pokonała na własnych nogach, skacząc na swoim nowym hobby horse.
Zabawy nad wodą
Nie zabrakło także pobytu na terenie nieczynnej kopalni bazaltu i choć nie było zbyt gorąco, do wody wejść musiałyśmy. Jednak większość czasu poświęciliśmy na budowę lepianki. Glina, trzciny, kawałki kory i kamienie posłużyły nam do stworzenia całkiem oryginalnej budowli. W zabawę zaangażowali się wszyscy i mieliśmy przy tym mnóstwo frajdy.
Lwóweckie Lato Agatowe
Jednym z punktów w planie pobytu była wizyta na Lwóweckim Lecie Agatowym.
Pogoda nie zachęcała do spacerów, ale i tak pojechaliśmy. Fale deszczu przeczekaliśmy na wystawach tematycznych w ratuszu, a gdy odrobinę się rozpogadzało ruszaliśmy między stoiska. By młodzi mogli spędzić trochę czasu sami, zabrałam Pannę M do strefy dla dzieci i tam mogła trochę poszaleć.
Zakupów tym razem nie było, bo niestety nie znalazłam stoiska z miedzianą biżuterią, a chciałam kupić sobie coś do moich słowiańskich strojów.
Co jednak zobaczyliśmy, to nasze.
Ostatni dzień pobytu był typowym dniem z babcią, ale o tym w następnym poście.
Ale wam fajnie. Piękne wspomnienia to coś bezcennego.
OdpowiedzUsuńTak, wspomnienia są ważne.
UsuńPopatrzyłam sobie na mapę jak wyglądała Wasza droga do Chatki Górzystów, tak mniej więcej. I tak podziwiam Was, a szczególnie wytrzymałość "księżniczki". Jednak nie ma co się dziwić to chyba rodzinne chęć wędrowania od małego, mimo nie najlepszej pogody. Jak poczytałam do końca, to wniosek, że pobyt rodzinki był udany fajnie, wnuczka nie nudziła się, nie ma to jak u Babci. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że też ją podziwiałam, bo szła znacznie więcej niż zakładałam, a gdyby nie spadł deszcz i grad, to pewnie jeszcze więcej by przeszła. Tak myślę, że to rodzinne. My z siostrą też już jako małe szkraby chodziliśmy z tatą po Beskidach i Tatrach.
UsuńŁadnie, całkiem ładnie. Rodzinnie i ciepło. Cieszę się Waszą radością. Oby więcej takich chwil z wnukami.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się, jak to będzie być babcią na odległość, ale jest dobrze. Obie wnuczki lubią z nami być.
UsuńMała M faktycznie powoli zmienia się w Pannę M. Nie zrobiłaś zdjęcia jej szmacianej lalki?
OdpowiedzUsuńRaz jeden byłem w Chatce, też padał deszcz (może tam zawsze pada?...), a naleśniki faktycznie były super. Dobrze, że trzeba iść kawał drogi, bo gdyby był parking przy schronisku, wtedy dopiero byłaby kolejka!
Dziadkowe dni i ja miałem, przez ponad tydzień opiekując się wnukiem.
A propos miedzianych bibelotów. Jest (chyba) w Jeleniej Górze mennica, robią bardzo ładne sztabki z czystej miedzi. Kiedyś zobaczyłem ich kilogramową sztabkę, i tak mnie zauroczył połysk wypolerowanej miedzi, że… kupiłem. Leży obok mnie, służy do cieszenia oczu i czasami do przyciskania kartek książki.
Krzysiu, to dwie różne wnuczki. Starsza, córka Gui to Mała M. , Młodsza, córka Piotra, to Panna M. Choć po prawdzie obie już są sporymi pannicami. Całe szczęście, że padał deszcz, jak latem od rana jest ładna pogoda, to nawet nie skręcam w tamtym kierunku. Ciekawa historia z tą sztabką miedzi.
UsuńAle obciach! A któregoś dnia przyszło mi do głowy pytanie, czemu używasz dwóch odmiennych imion...
UsuńNie jestem pewny, ale chyba i medaliony z miedzi podobne do dużych monet bije ta mennica, a kosztują około 15 zł. Te duże sztabki są po sto kilkadziesiąt.
Taka babcia to prawdziwy skarb, ręcznie szyta maskotka to coś bezcennego.
OdpowiedzUsuńUwielbiam, jak pokazujesz te zwyczajne-niezwyczajne dni :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDuper. Widać ze rodzinka zadowolona z wakacji.
OdpowiedzUsuń