Zacznijmy od początku. Były sobie kolorowe druciki kreatywne zwane wyciorkami. Mała M. dostała je w prezencie i przeleżały praktycznie przez cały pobyt zupełnie zapomniane. Dopiero ostatniego dnia…
Nudzi mi się!
Do wyjazdu zostało na tyle czasu, że za mało, aby zaproponować spacer, a w sam raz, by zacząć się nudzić. I to nawet nie nudzić, a NUDZIĆ. Każda kolejna propozycja zajęcia okazywała się nudna. I wtedy przypomniałam sobie o zapomnianych wyciorkach. Przez chwilę patrzyłam na nie bez zainteresowania i nagle… Olśnienie! Dwa druciki, kilka ruchów i ludzik gotowy. Mała M. szybko podchwyciła pomysł i skręciła drugiego stworka.
Mała M. szybko znalazła imię swojemu wyciorkowi: Mimi. Mnie nic nie przychodziło do głowy… i żeby nie było blamażu, wykrzyknęłam: Jestem Czerwone Spodenki!
Mimi i Czerwone Spodenki
Przez następny kwadrans dwa ludziki bawiły się wesoło: zrobiły wyciorkowe ognisko, zjadły wyciorkowe jedzenie. Skakały, latały, pływały i maiły mnóstwo przygód.
A potem trzeba było już się pożegnać. Mimi i Czerwone Spodenki obiecali sobie, że będą do siebie wysyłać zdjęcia. Efekt to rosnąca galeria wzajemnych pozdrowień i pomysł na instragramowe opowieści. Zatem oczekujcie przygód Czerwonych Spodenek!
Aniu, podobają mi się wasze laleczki. Oj, chciałem powiedzieć Mimi i Czerwone Spodenki. Mała M swoją Mimi zrobiła sama?
OdpowiedzUsuńWasze laleczki są podobne do moich maskotek zrobionych ze szmatek, które kiedyś wisiały na choince, a teraz wiszą nad biurkiem.
Aniu, czy siedemdziesięciolatek może mieć takie maskotki? Powiedz, że może, powiedz.