niedziela, 31 maja 2015

"I wszystkie pory roku będą równocześnie" - XV Ultramaraton w Świnoujściu

Deszcz, grad, wiatr... te trzy słowa wystarczyłyby za cały opis tego, co przeżyłyśmy w sobotę w Świnoujściu. Ale przecież nie zostawię moich czytelników z takim komentarzem.
Zatem od początku.


wtorek, 26 maja 2015

#rowerowamama...

...pod takim hashtagiem Rowerzystka Miejska ogłosiła konkurs na wspomnienie z mamą i rowerem. Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała czegoś napisać. Cyknęłam szybko zdjęcie zdjęcia wiszącego w salonie i naskrobałam kilka linijek, którymi udało się wygrać zestaw dla mamy.

czwartek, 21 maja 2015

Góry- strażnicy drogi. Klasyk Radkowski 2015

190 km, 11 godzina jazdy... z asfaltu wyrastają góry, skalne bloki sięgające nieba. Monumentalne, niewzruszone, piękne. Strażnicy drogi. Mojej drogi. do mety zostało zaledwie kilka kilometrów, a ja dopiero teraz wiem, jaki tytuł nadam wpisowi. Przez ponad 10 godzin chłonęłam pejzaże, zapachy, emocje, ale dopiero te wypiętrzone nad asfaltem skały, które przecież widziałam tego dnia trzeci raz ustawiły moje myślenie o dzisiejszej drodze.
Za chwilę przejadę metę, uniosę ręce w geście zwycięzcy, bo choć dojadę do mety prawie ostatnia, to przecież jestem zwycięzcą...

niedziela, 10 maja 2015

Zwyciężyć siebie, burzę i wiatr- Supermaraton Gryfland 2015

300 km... jeszcze kilka lat temu patrzyłam z podziwem i zazdrością na gigantów przejeżdżających na maratonie wydawałoby się morderczy dystans. Dla mnie 100 km było wyczynem, więc moje uwielbienie było bezgraniczne. Rok temu zaczęłam myśleć, że w sumie, to da się zrobić... ba, byłam nawet bliska osiągnięcia celu, jadać w góry- wówczas zatrzymałam się na nocleg na 260 kilometrze drogi. 
Na początku sezonu maratonów zaplanowałyśmy z Chudą przejazd najdłuższych dystansów. I choć 300 km na początku sezonu wydawało się nie najlepszym pomysłem, byłyśmy zdecydowane na ten wariant. 
Moje wątpliwości starał się rozwiać Org Marek, twierdząc, że spokojnie dam radę i zmieszczę się w 13-godzinnym limicie czasowym (mam wrażenie, że wierzył we mnie bardziej niż ja sama).

środa, 6 maja 2015

Dać wędkę, nie rybę

Na świat patrzę od ponad 23 lat. Świadoma go jestem trochę krócej, ale swoimi spostrzeżeniami mogę zapełnić nie tylko własną głowę, ale i kilka obszernych zeszytów. Sądzę, że patrzę uważnie, staram się dostrzegać detale, lecz nie gapić się nachalnie w poszukiwaniu tanich sensacji. To, co widzę, wpływa na mnie, wywołuje emocje, rzadko pozostaję obojętna, ale nieczęsto podejmuję jakieś działania. Może czas to zmienić? To pytanie retoryczne, nadal boję się, że mogę zbyt mało, chociaż coraz częściej udowadniam sobie - mogę i potrafię coraz więcej. 

wtorek, 5 maja 2015

Gdy pusta przede mną droga...

Spoglądam na mapę, planuję kolejną wycieczkę. Przeliczam kilometry, analizuję alternatywne warianty trasy, gdyby trzeba było wrócić wcześniej... i tak, by wiatr nie dokuczał za bardzo, i żeby o Bałtyk zahaczyć. Początkowo myślę o Kołobrzegu i ścieżce rowerowej do Rymania- równe 100 km. Tylko że przy okazji majówki na ścieżce będzie tłok i niekoniecznie rowerzyści będą chcieli jechać z prędkością przekraczającą 30 km/h. Szkoda, bo miałabym odpowiedni wiatr- w plecy w czasie powrotu. Wolę jednak wiatr od tłoku na ścieżce. Wybieram więc opcję w odwrotnym kierunku i na dobrej jakości drogach. Przy okazji zauważam, jak wydłuża się promień robionych przede mnie pętelek. Jeszcze niedawno poznawałam miejscowości w promieniu 30-40 km od domu, teraz promień wydłuża się do 60 km- 70 km.

piątek, 1 maja 2015

Pracowite Święto Pracy


W ramach majówki w tym roku zostałam w domu z postanowieniem posiania warzyw i pojeżdżenia rowerem. Ale z planami tak już jest, że je życie weryfikuje. W moim przypadku- pogoda. Wstałam o 4.45, ale za oknem było całkowicie ciemno, a niebo zasnuły ciężkie, niskie chmury, z których padał równy rzęsisty deszcz. Psu to oczywiście nie przeszkadzało, więc ze spaceru wróciłam mokra. I tak zamiast oglądać wschód słońca nad Bałtykiem zasiadłam do... kręcenia papierowej wikliny. Postanowiłam, że się nauczę, to się nauczę. Potem zdobiłam naczynia (pudełka na biżuterię i buteleczki na syrop) metodą decoupage. Deszcz nadal siąpił. Przed dziesiątą ustał, ale wtedy należało się spakować na Basztę Kaszaną.