Prognozy pogody na niedzielę zapowiadały ciepełko i
niewielki wiatr, więc już od piątku szykowałam się na kolejną rowerową
eskapadę, zwłaszcza, że Chuda miała własne plany ( a jakie , pewnie na swoim
blogu napisze), a Ślubny zapowiedział odsypianie męczącego tygodnia.
Od pewnego czasu chodziła za mną droga rowerowa do Rymania.
Postanowiłam więc ten plan wcielić w życie. Wyjechałam, gdy tylko opadły
poranne mgły. Najpierw do Kołobrzegu moją ulubioną ścieżką rowerową wzdłuż
Bałtyku- o tej porze roku jest ona już pusta i spokojna.
Żadnych spacerowiczów,
rolkarzy, znikoma ilość biegaczy i rowerzystów. Nim się obejrzałam byłam w Kołobrzegu,
skierowałam się w stronę Zieleniewa. Po prawej stronie właśnie mijałam Cmentarz Wojskowy, gdy coś mnie ruszyło. Tyle razy obok tego miejsca przejeżdżałam
samochodem, za każdym razem obiecując sobie, że kiedyś zatrzymam się i zwiedzę.
I nigdy się nie zatrzymałam…. Teraz zeszłam z roweru. Zagłębiłam się w żwirowe
alejki. Obejrzałam pomnik i makietę, a potem szłam wzdłuż tablic nagrobnych.
Sami młodzi chłopcy. Mieli po 20-22 lata…. Tyle, ile mój syn. Pewnie mieli
marzenia i plany, , gdzieś czekały dziewczyny, narzeczone. A oni zostali na
zawsze tu… pod Kołobrzegiem.
Ale najbardziej bolały mnie tablice z napisem 30
nieizwiestnych soldat. Oni przybyli z
daleka. Bardzo daleka. Gdzieś czekały na nich matki. Takie jak ja… Czekały i
czekały , i nigdy nie dowiedziały się, jak i gdzie zginęli ich synowie, bo oni
leżą pod bezimiennymi tablicami.
Zrobiło się cicho i refleksyjnie. Nawet szum ulicy stał się stłumiony
i przygłuszony. Pod stopami chrzęścił żwir. Miejsce pełne zadumy…
A potem wskoczyłam na siodełko i pognałam do Bezprawa , obserwując
postępowanie budowy ścieżki rowerowej łączącej Kołobrzeg z istniejącą trasą do
Gościna i Rymania.
A potem było coraz cudniej i cudniej. Droga rowerowa
prościutka, najpierw z kostki a potem elegancki gładki asfalt. Nawet nie
przypuszczałam, że zaledwie 20 km od Trzebiatowa znajduje się takie cudo! Łąki,
jesienny las… Ścieżka mija wioski, gdzieniegdzie przecina drogi. Tylko w
Gościnie musiałam poprosić miejscowych o pomoc w znalezieniu trasy do Rymania,
bo akurat w miejscu, gdzie się ta ścieżka zaczyna prowadzone są roboty drogowe.
Kolejny cudny las, pełno grzybiarzy z wiadrami grzybów. Także spotykani na
trasie rowerzyści byli bardziej grzybiarzami niż rowerzystami. Na jednym z
miejsc postojowych minęłam parę sakwiarzy.
Dalej znów spokój i cisza. Sarny na
polach. W Rymaniu przejeżdżam przez drogę krajową na światłach i…. ścieżka
prowadzi mnie dalej do Rzesznikowa. A tam…. No mało brakowało, a zamiast skręcić
do Gryfic pojechałabym dalej, bo mnie ta ścieżka prowadziła… Niestety asfalty powiatu gryfickiego dały mi
się we znaki i ostatnie 25 km było męczące.
W sumie zrobiłam 100 km, w tym 50 km ścieżką rowerową. Ścieżką
nie tylko szeroką i dobrze utrzymaną, ale także poprowadzoną sensownie i z
głową- z zabezpieczeniami w miejscach niebezpiecznych, znakami drogowymi i
ciekawie urządzonymi miejscami postojowymi.
Jak widać nie tylko na Bornholmie można fajnie pojeździć i u
nas też się zaczyna zmieniać na lepsze.