czwartek, 18 lipca 2019

Sępia Góra, czyli Góry Izerskie z niemowlakiem cz. 1


Trzy pokolenia kobiet
Sępia Góra to szczyt, który zdobywałam w swoim życiu niezliczoną ilość razy. To w końcu najbardziej znana góra, na którą da się wejść w czasie krótkiego pobytu w Gierczynie. W czasie rowerowych wycieczek raczej staram się go omijać, wiedząc, że tam bywa „tłoczno”.
Tym razem zdobywanie było pierwszą górską wyprawą Małej M., bo kto powiedział, że z niemowlakiem nie można iść w góry?
Przyczepka Thule jako wózek
Zgodnie z rodzinnymi wspomnieniami mnie wniesiona na Ochodzitą w torbie podróżnej, gdy miałam kilka miesięcy. Chudą wnieśliśmy na Sępią Górę w nosidełku (była to wówczas nowość) , Syn i Gui wjechali w wózkach. Teraz nadszedł czas na Małą M.
W czasie lipcowego pobytu Gui założyła sobie aktywny wypoczynek, a jak wiecie, jeśli Gui coś zaplanuje, to tak musi być. Jakoś wydawało nam się oczywistym, ze pierwszym zdobytym przez Małą M. szczytem będzie Sępia Góra, która ma dla nas wszystkich szczególne znaczenie.
Pogoda sprzyjała wędrowaniu, Było niezbyt ciepło, ale słonecznie i bezwietrznie.
Spakowałyśmy prowiant, Małą M. usadowiłyśmy w przyczepce rowerowej i ruszyłyśmy stała trasą na górny asfalt.
Przewijanie w plenerze
Nie przepadam za monotonnym duktem trawersującym Wysoką, ale nawet nasz super wózek nie pokonałby moich ulubionych ścieżynek i duktów. W towarzystwie Gui i Małej M. szło się jednak szybko i przyjemnie. W połowie tej części trasy zrobiłyśmy mały piknik, bo wnusia chciała się pożywić i trzeba było ją przewinąć.
Gdy dziewczyny zajmowały się sobą, nazbierałam cały kubek jagód, które w tym roku są dorodne i w dużej obfitości. Miałam trochę wątpliwości, czy uda nam się wciągnąć wózek stromym łącznikiem do niebieskiego szlaku z Rozdroża na Sępią Górę, gdyż zazwyczaj jest on rozmyty. Może nie był łatwy odcinek i chwilami jedna ciągnęła wózek, a druga pilnowała, by kółka się nie zsunęły, ale to tylko kilkadziesiąt metrów, więc dałyśmy radę. Potem było już łatwo. Wędrując niebieskim szlakiem rozmawiałyśmy o tym, jak te trasę pokonywali, gdy byli małymi dziećmi. Wspominałam, gdzie się zatrzymywaliśmy i jak wtedy wyglądało to miejsce.
Sępia Góra zdobyta
Pod samym szczytem, tam gdzie łączą się szlak niebieski z żółtym, przed chwilę debatowałyśmy, czy zostawiamy wózek i Małą M. wkładamy do nosidełka, czy stromą ściankę próbujemy podjechać. Zdecydowałam, że skoro potrafię zrobić ten podjazd na rowerze, to i przyczepkę wciągnę. I tak raźno ruszyłyśmy pod górę. Tu tez spotkałyśmy ludzi na szlaku. Trzeba było przytrzymać Gringo, który robi się hałaśliwy w obcym towarzystwie i potrafi wystraszyć. W jego oczach było widać wyrzut, że on jest na uwięzi, podczas gdy towarzyszący nam Riko (tak, tak... Riko wiernie nam towarzyszył) Ostatnie wypłaszczenie i naszym oczom ukazał się Bały Kamień, czyli skały wieńczące Sępią Górę. Szczyt o wysokości 828 m.n.p.m.
Tak jak przypuszczałam, na szczycie było kilkoro turystów, a jeśli chciało się zrobić pamiątkowe zdjęcie na Białym Kamieniu, to trzeba było poczekać na swoją kolej. Chyba wyglądałyśmy wiarygodnie, gdyż kilka osób zapytało nas o szczegóły zejścia do Świeradowa trasą alternatywną do stromego podejścia niebieskim szlakiem.
Podziwiamy widoki
Wyjaśniłam, jak można iść, a po chwili same szłyśmy tym duktem, gdyż powrót zaplanowałam okrężną drogą ze względu na zjazd łącznikiem, który mógł być o wiele trudniejszy niż podjazd. Żółtym łącznikiem dotarłyśmy do zielonego szlaku wiodącego z Świeradowa przez Gierczyn do Mirska. I to ten szlak towarzyszył nam przez kolejne kilometry. Przy zbiorniku przeciwpożarowym, który był dla dzieci nie lada atrakcją, zwłaszcza w czasach, gdy obok stała wiata turystyczna, podjęłyśmy oleją ważną decyzję dotyczącą drogi.
 Nie chciałam iść górnym asfaltem i choć wiedziałam, ze na koniec czeka mnie wciąganie wózka pod Kufel, to wybrałam ten wariant. Cały czas rozmawiając doszłyśmy do Kotliny, po drodze mijając mocno zarośnięte wyrobisko dawnej kopalni. Potem, podziwiając panoramę Pogórza Izerskiego zeszłyśmy do wsi i pozostał najtrudniejszy etap. Tak to już jest, że jak chce się mieszkać w najpiękniejszym miejscu na świecie to trzeba się liczyć z tym , że droga do domu będzie stroma. Zarówno my, jak i oba psy z widoczną radością przywitałyśmy Domek pod Orzechem, gdzie już czekał na nas Ślubny z obiadem.
Izerska dal
Zrobiłyśmy prawie 14 km, na zmianę, prowadząc i ciągnąc wózek z Małą M. Pokonanie jej z zwykłym wózkiem byłoby dużo trudniejsze, ale przyczepka rowerowa Thule sprawdza się na takich wertepach wyśmienicie.
 A zebrane na trasie jagody posłużyły mi do upieczenia pysznej drożdżówki.

Dziadek karmi malinami

30 komentarzy:

  1. tak jak u nas:)
    Hania jeździ z rodzicami od czwartego miesiąca życia, zwiedziła już i góry, i Mazury, i Suwalszczyznę, i Bieszczady, nie skończyła jeszcze 2 r.ż
    wszystko to kwestia organizacji, był i wózek, i nosidełko, a teraz głównie siodełko na rowerze za tatą no i własne nóżki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak piszesz, Klarko, wszystko jest kwestią organizacji i odpowiedniego nastawienia.

      Usuń
  2. uwielbiam wycieczki po górach, ale póki co nie mam dzieci. Myślę jednak, że kiedy już do tego dojdzie, razem będziemy odkrywać takie piękne miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wędrówki z dzieckiem, choć nieco trudniejsze od samotnych, dają mnóstwo satysfakcji i radości.

      Usuń
  3. Który z psów z doliny to Riko? Bo ostatnio biegał za mną taki mały czarny piesek z dzwoneczkiem chyba z Domu na górce albo sąsiedniego domu. Jednak monotonia tych tras przydaje się pod wędrówki z dziećmi :) I ekstra jest to zdjęcie z karmiącym dziadkiem! A co do widoku z przedostatniego zdjęcia, to pewnie szybciej odpowiesz na Instagramie, ale to chyba Kotlina z widokiem na drogę w dół do Gierczyna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riko to właśnie ten z dzwoneczkiem. Dziadek był wniebowzięty, że może nakarmić wnuczkę. A co do zdjęcia drogi, tak masz rację.

      Usuń
  4. Mając taką sprawną Babcię maluszek będzie równie wytrawną turystką. Chwała takim pięknym miejscom jakie są wkoło nas. Pozdrawiam Dziewczynki z Domku pod orzechem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Udana wyprawa, a mina dziadka mówi sama za wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasiu, to chyba zrozumiałe, że dziadek jest dumny!

      Usuń
  6. Super wycieczka, wspaniałe są tam widoczki! ;) Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widoki w Górach Izerskich zapieraja dech w piersiach. Gdzieś w postach z zeszłego roku jest taka notka o punktach widokowych.

      Usuń
  7. Da się tam wjechać wózkiem? Czy raczej w chuście czy nosidle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na sam szczyt można wprowadzić wózek. Chusty użyłyśmy tylko do obejścia sterty skałek ;)

      Usuń
  8. Wow. Podziwiam za odwagę:) fajnie, że zabieracie ze sobą dziecko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było nasze marzenie. Pokazać kolejnej kobiecie w rodzinie, że chcieć to móc.

      Usuń
  9. I z takim maleństwem można podróżować. Brawo Wy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście że się da. Gui ma w planach specjalny post o podróżowaniu z dzieckiem.

      Usuń
  10. czyli dla chcącego możliwe, mimo że nie łatwe:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę, że Dziadek też się załapał na opowieści :-)
    Piękna wycieczka, a dzieci uczą się od małego jak wędrować :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. My tak zwoedzaliśmy Włochy z półrocznym synkiem, ale jak moja niunia będzie większa to też się wybierzemy na taką wędrówkę

    OdpowiedzUsuń
  13. Podróżowanie z dzieckiem nie jest łatwe, ale przy odrobinie determinacji...:D
    Coś mi się wydaje, że z Małej M wyrośnie prawdziwa turystka!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na to! Marzy mi się jeszcze niejedna kobieca wyprawa.

      Usuń
  14. Fantastycznie, kiedy cała rodzina może uczestniczyć w takiej wycieczce, moi rodzice też ze mną wyjeżdżali od najmłodszych miesięcy. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam dopisane kolejne miejsce do poznania w Twoich górach, Anno.
    Pomyślałem o ciągu pokoleń ludzi związanych z Górami Izerskimi. Dzieci i wnuki Małej M będą mówić o pradziadkach wędrujących tymi górami, o wielopokoleniowej tradycji i przywiązaniu do tej ziemi.
    Jeśli tak się wyobrazi przyszłość, inaczej można zobaczyć wyprawę trzech pań dziadka Kruczkowskiego :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! A duchy przodków będą im towarzyszyć, jak nam duch Janusza na Wysokiej Kopie.

      Usuń