środa, 25 lipca 2018

Dziecięce zabawy u cioci na wsi

Przyjedziemy w ten weekend z 20 lipca- napisała na fb bratowa jakiś czas temu. Było to na tyle dawno, że zakodowałam jedynie "lipca". I gdy w piątek zobaczyłam wiadomość: "będziemy za 2 godziny", uświadomiłam sobie, że to właśnie jest "ten lipca". Omiotłam wzrokiem główną izbę w chacie, strzepałam z narzuty psie kłaki i pozostałości po"patyczku" , który Gringo wniósł nielegalnie do mieszkania. Stwierdziłam, że może być i z niecierpliwością oczekiwałam gości.

Jakoż kilkadziesiąt minut później na drogę wysypały się trzy baby: bratanica, bratowa i jej przyjaciółka. 
O ile paniom w zupełności wystarczyła dobra kawa z widokiem na Pogórze (bratowa jest fanką podawanego u nas espresso doppio przygotowywanego z MK Cafe Fresh Sprawdź! ), o tyle  siedmioletnia Marysia zamierzała spędzać czas aktywnie. Maria bywa u nas średnio 3 razy do roku, więc zna możliwości tego miejsca. Od razu zażyczyła sobie podłożenia materaca pod hamak, aby amortyzować upadki, jeśli będzie miała ochotę spaść. Potem wspólnie ze mną nakarmiła kury i przyprowadziła kozy do koziarni. Zamówiła też poranne budzenie, by wyprowadzić Pawettę i Jenefer na pastwisko. Nie obyło się także bez obowiązkowej zabawy lalkami (tym razem jednak bez wizyty u krawcowej) Wieczorem poszłyśmy wspólnie na Kufel podziwiać zachód słońca i szukać ciekawych okazów łupków i kwarców. 
Na życzenie pań Ślubny rozpalił ognisko, które płonęło na tyle długo, by rano móc jeszcze rozdmuchać żar i przygotować grzanki na śniadanie (tak, tak... u nas można zamówić sobie chleb z ogniska nawet na śniadanie ;) )
Ku ogromnemu zaskoczeniu bratowej i moim Maria bez większych problemów wstała o poranku do obrządku. W piżamach i kaloszach pognałyśmy kozy przy akompaniamencie szczekającego Gringo (w niedzielę nawet nie musiałam Marysi budzić- sama wstała w sam raz na obrządek). Po śniadaniu  goście wybrali się na Śnieżkę, a my zajęliśmy się codziennymi obowiązkami- Ślubny podłączył wreszcie zmywarkę ( o tym ile było przy tym kombinacji można by książę napisać), a ja przygotowałam kolejną partię przetworów na zimę. 
Choć wycieczka na Śnieżkę zdawała się wyczerpującą, Maria szybko zregenerowała się i nim poszła spać zdążyłyśmy jeszcze wyczarować pachnące kolorowe ziołowe mydełka, jako pamiątki z Gierczyna, odwiedzić sąsiadów w ramach obowiązkowego spaceru po górce, zebrać jajka i głaskać kury, zamknąć kozy i wymiziać koty. Kotom należy poświęcić więcej czasu, gdyż bratanica tuliła je, gdy tylko pojawiały się w zasięgu jej rączek. Uczestniczyła tez i ich codziennej pielęgnacji- wspólnie ze mną czyściła im uszy (nadal leczymy świerzbowca) oraz zajęła się higieną ich pyszczków. 
Niedzielny poranek (po wyprowadzeniu kóz) spędziłyśmy na zbieraniu ziół po łąkach i wyplataniu wianka. Gdy nadszedł czas pakowania się, było widać, z jakim ociąganiem i niechęcią Maria żegna się z miejscem i kotami. 
Pobyty bratanicy, a także wizyty dzieci sąsiadów pokazują, że dla maluchów obserwowanie kur, karmienie kóz, czy głaskanie kota są nie lada atrakcjami. 

20 komentarzy:

  1. Takie zabawy na wsi to dla maluchów największa frajda a i przy obowiązkach chętnie pomagają. Smutne kiedy mnóstwo dzieciaków wakacje spędza przed ekranem. Tyle ich omija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę pojąć, jak rodzice do takich sytuacji dopuszczają.

      Usuń
  2. Jestem właśnie z Babami na moim Końcu Świata i potwierdzam - zabawa z kurkami, kaczkami i kotkami jest dla nich najfajniejsza:)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, jest u mnie Ela i Helena. Moja małżonka twierdzi z całą stanowczością, że są Twoje imieniny i że mam złożyć życzenia także w jej imieniu. Więc składam. Żebyś świat widziała pięknym i żeby zawsze taką widział Cię Ślubny. Żeby każdy dzień był jak dar niebios, a uśmiech zawsze był na Twojej buzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ela ma rację, to miłe, że pamięta. Dziękuję za życzenia. Pozdrowienia dla Twoich pań.

      Usuń
  4. Ja do dziś uwielbiam pleść wianki czy bransoletki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś uwielbiałam pleść wianki teraz nie pamiętam jak to się robi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E... tam. To jest jak jazda na rowerze. Nie da się zapomnieć.

      Usuń
  6. Zabawy na wsi to zawsze ogrom dziecięcej radości, dlatego nie dziwota, że i u Pani, pani Aniu sprawdzają się stare, dobre metody zajęcia dzieci. Co do wianuszków, wspaniała letnia ozdoba i jak absorbuje czas każdemu maluchowi! Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem warto sięgnąc po proste zabawy, by zapełnić dziecku czas. Dziękuję za wizytę :)

      Usuń
  7. Też bym chętnie spędziła takie chwile na wsi :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak widać wielu osobom sprawiasz radość. Gustowny wianek jak za dawnych lat. W imieniny oczywiście najlepsze życzenia. Niczego nie zmieniaj-jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bosko tam u Ciebie :) Zadziwia mnie to, że niby slow life, a tyyyyle rzeczy zrobiłaś jednego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że bosko! A slow life w miim wykonaniu to dobre planowanie. Dzięki temu życie płynie wolno, ale nie leniwie.

      Usuń
  10. Taka ciocia to skarb ;) super wspomnienia z wakacji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dzieciaki doceniają możliwosć odpoczynku na wsi u cioci :)

      Usuń