Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 maja 2019

Tysiąc głasków, czyli z wizytą w Trzebiatowie

filiżanka z kawą
Kawa z widokiem na deszczowe Nowielice
Kilka ostatnich dni znaczcie różniło się od spokojnych sielankowych, wolno płynących dni pod Orzechem. Korzystając z zaproszenia na matury, wybrałam się z wizytą do Trzebiatowa. To, że sprzedaliśmy mieszkanie i działkę oraz pozamykaliśmy trzebiatowskie sprawy, nie znaczy, że odcięliśmy się od wszystkiego, co nas łączyło z poprzednim życiem. Wręcz przeciwnie. Nie zamierzamy zrywać więzi emocjonalnej z ludźmi, którzy byli nam bliscy przez prawie 30 lat.

poniedziałek, 26 maja 2014

W drodze do Radkowa

Tak... to trzeba być nami, żeby jechać pociągiem cały dzień, potem cały dzień spędzić na rowerze i kolejny dzień w pociągu... 
Sama nie wiem, jak to wszystko się poukładało, że mimo początkowych trudności jednak udało się wspólnie wybrać w Góry Stołowe. Jeszcze dwa tygodnie temu byłam pewna, że kolejny raz nie pojedziemy na Pętlę Stołowogórską. A jednak... rzutem na taśmę załatwiałyśmy wpis na listę, opłaty, zamawianie noclegów i biletów. Gdyby nie Internet, nasza mobilność i "porozrzucanie" chyba nie udałoby się. A tak, gdy ja zajęłam się noclegami i opłatami, Chuda kupowała bilety na IC Kossak do Wrocławia, Gui bilety na PR i Koleje Dolnośląskie do Ścinawki Średniej. 
W piątek o 5.00 podziwiałam wschód słońca, a chwilę później siedziałam z moim rowerem w pociągu. trochę czytałam, sprawdziłam pocztę, zachwycałam się wschodzącym słońcem i pięknym porankiem. Po dwóch godzinach wyskoczyłam na dworcu w Szczecinie, gdzie ledwo zdążyłam kupić kawę, gdy przyjechała Chuda. Wspólnie załadowałyśmy się do Kossaka i ruszyłyśmy do Wrocławia. W Stargardzie dosiadła się nasza maratonowa koleżanka Gosia. Czas sobie płynął, a my rozmawiałyśmy. Najpierw trochę wspólnie, potem już tylko we dwie z Chudą. Tematy płynęły jeden po drugim, a niektórych pewnie strasznie uszy piekły... O czym rozmawiałyśmy? Ha... no przede wszystkim, że między nami nie ma tematów tabu. Śmiałyśmy się przy tym i bawiły przednio.  O 10. 30 zaczęłyśmy trzymać kciuki za Gui, która we Wrocławiu właśnie szykowała się do ustnej matury z języka angielskiego. Wyciszyłyśmy się, wysyłając jej nasze ciepłe myśli i pozytywne wibracje. Chyba pomogło, bo o 12.15 otrzymałyśmy radosny sms z wiadomością o zdanym egzaminie.Co jakiś czas przymykałyśmy na chwilę oko, by się zdrzemnąć. 


We Wrocławiu byłyśmy prawie planowo. Wyskoczyłyśmy z pociągu i przywitałyśmy się Gui, która już na nas czekała. Obiad w KFC i przesiadka na kolejny pociąg. Tym razem Regio "Śnieżka". Dużo mnie luksusowy od Kossaka, ale nam to wcale nie przeszkadzało, bo przecież miałyśmy siebie. Siedziałyśmy więc na podłodze w przedziale rowerowym i było nam coraz weselej, góry były coraz bliższe, coraz mniej zamglone... A potem była kolejna przesiadka- w Wałbrzychu czekał już na nas szynobus Kolei Dolnośląskich. Przez okno podziwiałyśmy postindustrialny krajobraz, odróżniałyśmy hałdy od gór, przyglądały się lasowi wrastającemu w opuszczone przez człowieka budynki, fabryki, szyny kolejowe. Niesamowite są te wałbrzyskie pokopalniane pejzaże...


Kilka minut przed 18.00 wysiadłyśmy na stacji Ścinawka Średnia i trochę "na nosa" pojechałyśmy w kierunku Radkowa. Przed naszymi oczami pojawiły się cudowne Góry Stołowe... ale o tym w następnym wpisie....

środa, 8 maja 2013

Majówkowe wspomnienia cz. 2

        Kolejne dni majówki spędziłam w mojej samotni w Izerach ( Chuda w tym czasie zwiedzała Poznań, a Marzenka - Wrocław). Nim tam jednak dotarłam czekało mnie kilka godzin tułaczki polskim pociągami. Nie narzekam jednak, bo miałam dużo szczęścia. Koleje Dolnośląskie dysponują wygodnymi niskopodłogowymi składami z miejscem dla rowerów. Jechało się zatem wygodnie. 
       Mniej okazale prezentuje się tabor przewozów regionalnych na trasach regio. Tu przedział do przewozów większych bagaży był tak stary i zdewastowany, że czkałam, kiedy coś spadnie mi głowę. Niewygody zrekompensowało mi jednak towarzystwo- przez dwie godziny jechałam z starszym panem, który do złudzenia przypominał mojego niedawno zmarłego ojca.Ten sam brzuszek piwny, taka sama siwa broda, białe włosy i pokaźna łysina pokryta piegami. Nawet sposób mówienia miał podobny- rozprawiał ze swadą i posiadał sporą wiedzę z różnych dziedzin.
Czas nam szybko mijał.

      W górach nie miałam wiele czasu nacieszyć się ciszą, jednak mnie najczęściej wystarczy jedno wejście na moją Górę, by poczuć napływ nowych sił.
Tym razem było podobnie- jedna samotna wycieczka, wyciszenie, pobycie tylko z sobą i swoimi myślami, pot, przezwycieżenie słabości pozwoliło mi odreagować stres.



       Znalazłam nawet czas na spotkanie z moim izerskimi przyjaciółkami, a przyznać trzeba, że są one istotami niezwykłymi. Mają ogromne serca, życiową mądrość i obdarzają ludzi swoim ciepłym słowem.   Choć los ich nie oszczędza, zachowały optymizm i radośc życia. Uwielbiam spotkania z każdą z nich, bo wiem, że jesteśmy dla siebie ważne. 

Wizyta u jednej z moich przyjaciółek miała zaskakujacy przebieg, bo właśnie urodziło się cielątko. 


I to są właśnie moje Izery- góry, ludzie i zaskakujace wydarzenia.