niedziela, 2 grudnia 2012

Przez żołądek do serca, czyli bułki drożdżowe


Bycie teściową to zadanie niezwykle trudne, a już bycie dobrą teściową to prawie oksymoron.
Mam dużo szczęścia, gdyż moja teściowa to cudowna kobieta, z którą świetnie się rozmawia, można na niej polegać, a jej dobroć czasami potrafi być denerwująca. Lata temu zastąpiła mi mamę, choć zastąpiła to złe słowo. Od tak dawna nie mam mamy, że ona się nią po prostu stała. Lepszej nie mogłabym sobie wymarzyć.  
Mając taki wzór, staram się być dobrą „prawie teściową” dla drugich połówek moich dzieci. Chociaż jest to nielada wyzwanie! 
- Zaproś K. na śniadanie.- proszę Chudą.
- Mamo, ale on się ciebie boi!- słyszę w odpowiedzi.
-A A. je z nami?- pytam syna.
- Nie, bo ty na nią patrzysz.
- Dlaczego się mnie boją? Przecież nie gryzę!
- Ale czują respekt.
Tylko M. Marzenki daje się namówić na wspólne posiłki od samego początku.  (K. powoli też się oswoił z moją obecnością, zwłaszcza, że cały poprzedni rok nawiedzałam ich w Szczecinie).
Kiedyś postanowiłam oswoić towarzystwo i zaprosiłam na pizzę z okazji zakończenia roku szkolnego. Okazało się, że A. siedziała jak na rozżarzonych węglach, więc rozmowa się nie kleiła. Zrezygnowałam z oswajania na siłę, ale wierzę, że kiedyś usiądzie ze mną i wypije herbatęJ
A na razie gotuję dobre obiady, aby dzieciaki chociaż tak odczuły, ze są dla mnie ważne. Wszystkie, także te „przyszywane”.
K. kiedyś nieopatrznie przyznał, że lubi moje bułki z parówką, więc teraz ma je przynajmniej raz w miesiącu.
Dzisiaj też piekłam słynne bułeczki.
A  oto przepis:
1kg mąki
1 kg cienkich parówek (mogą być z biedronki)
50 g drożdży
0,5l wody
1 łyżeczka cukru
odrobina oleju
Sól, pieprz, zioła do smaku.  


W mące robimy dołek, kruszymy drożdże, dodajemy łyżeczkę cukru i pół szklanki wody. Czekamy aż drożdże trochę urosną. Potem dolewamy resztę wody ( powoli, sprawdzając, żeby nie wlać za dużo), dodajemy 2 łyżeczki soli, przyprawy (ja dodaję oregano, pietruszkę, koperek). Wszystko dokładnie mieszamy na jednolitą masę (najlepiej ręką) Ciasto wyrabiamy tak długo, aż „odstaje” od ręki. Jeżeli jest za miękkie dodajemy mąki, jeżeli za suche- wody. Na koniec dodajemy odrobinę oleju, aby ładnie odchodziło od rąk w czasie lepienia bułek.
Blaszkę smarujemy olejem. Parówki kroimy na 2-3 cm kawałki. Każdy kawałek parówki owijamy ciastem, formując podłużną bułeczkę, układamy na blaszce dosyć luźno, bo mocno rosną. Czekamy aż trochę podrosną, a następnie wkładamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy w temperaturze ok. 220 stopni, aż się zarumienią.
Bułki podajemy na ciepło lub zimno z majonezem, musztardą lub keczupem. My podajemy z sosem borówkowym.

Przypominam o moim czytelniczym konkursie!

8 komentarzy:

  1. Jezusicku.......... musze je zrobic!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam gotować, ale czasem to chciałoby się u kogoś zjeść coś dobrego... na przykład bułeczki takie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na buły w lipcu na Fersztel:)

      Usuń
    2. Koniku- Fersztel to Gierczyn- Lasek.Przysiółek na zboczu Blizbora w Górach Izerskich. Tam stoi moja zielona chatka, do której zapraszam:)

      Usuń
  3. Teściową jeszcze nie jestem i mam nadzieję, że jeszcze długo nie będę ;) ale po parówki natychmiast ruszam do sklepu (resztę towaru mam w spiżarce).
    Aha - podpatrzyłam Cię na jakimś wcześniejszym zdjęciu - Ty bardzo młodą teściową jesteś !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, bo najważniejszy jest wiek duszy, a moja jest bardzo młoda:)

      Usuń