niedziela, 25 marca 2012

Szczecin da się lubić!


Szczecin da się lubić!
              Pod takim właśnie hasłem upłynął piątkowy spacer z mamą po Szczecinie właśnie. Rozpoczęło się od parków, których w tym mieście przecież nie brakuje – skwer na skwerze skwerem popychany. Jeżeli nie ma skweru, to jest chociażby aleja wysadzana drzewami. Poza tym wystarczy przecież opuścić ścisłe centrum by trafić najpierw do Lasku Arkońskiego, a kawałek dalej znaleźć się w całkiem regularnej puszczy. Wkrzańskiej. Czego, jak czego – zieleni w stolicy zachodniopomorskiego nie brakuje. Kolejnym poruszonym tematem była starówka. Tak, tak... już słyszę podnoszące się głosy „Szczecin nie ma starówki!” - słyszałam to nawet od rodowitych szczecinian. Szczecin nie ma starówki? Wobec tego wszelkie te secesyjne kamieniczki zawieszone są w próżni. Co prawda niejednokrotnie „ozdobione” są zniszczonymi ozdobami tynkowymi i sąsiedztwem bloków z wielkiej płyty, ale nie zmienia to faktu, że istnieją. Jedynym czego Szczecin nie ma, jest rynek – taki jak np. wrocławski – brak tu dużego centralnego placu. Ale mamy przecież Błonia. Mamy Wały Chrobrego (gdzie zresztą wypiłyśmy w piątek w bardzo przyjemnej atmosferze herbatę). 

       Ponadto ze Szczecinem wiążą się jeszcze inne miłe aspekty – posiada wszystkie wyznaczniki tzw.„dużego miasta”: bogatszą ofertę kulturalną, uniwersytety i szkoły wyższe, kawiarenki, centra handlowe z wyprzedażami, ogromną ilość second-handów, odpowiednią ilość dziwnych ludzi itp. Mimo to jest przecież miastem właściwie niedużym – gdy ktoś jest szczęściarzem i mieszka w centrum to wszędzie ma blisko.
 Wciąż posiada także tzw. miejsca kultowe. I podczas piątkowego spaceru jedno z takim miejsc odwiedziłyśmy. Bar Turysty to miejsce, gdzie Ruda chodziła na obiady w czasie studiów. I też tam obiad zjadłyśmy. Za oba mama zapłaciła 10 zł. Obiad naprawdę był smaczny, a atmosfera miejsca niezwykła. Wyjątkowa mieszanka ludzi tam jedzących – od zasuszonych emerytów, poprzez pracownice z sąsiedniej Kaskady, na Panach Profesorach skończywszy (nie wiem czy byli profesorami, ale wyglądali bardzo poważnie, więc w rozmowie tak ich określiłyśmy). Ruda westchnęła z rozrzewnieniem:
- Tu się nic nie zmieniło od tych 20 lat... - I pogrążywszy się we wspomnieniach pałaszowała swoje naleśniki.
- Czuję się jak hipster. - Stwierdziłam w odpowiedzi. - Mam na sobie hipsterską kiecę, a miejsce też nie należy do mainstreamowych. 
Ruda uśmiechnęła się i kontynuowała konsumpcję naleśników z serem. Ja z równym zapałem podeszłam do krokietów – były naprawdę dobre.
          Nasz spacer nie mógł się jednak obyć bez małych zakupów – buty (new look) upolowane na wyprzedaży idealnie pasują do długich spódnic – ta ze zdjęcia jest zapewne starsza niż ja. :)
Cudne zdjecia Szczecina znajdziecie na blogu naszej znajomej szczecińskiej rowerzystki :

5 komentarzy:

  1. Naprawdę przez zmianę czasu człowiek głupieje - żebyś widziała jak głową majtałam na wszystkie strony aby buty obejrzeć, zanim załapałam, że zdjęcie należy oglądać tak jak jest wstawione :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze zdjęciem butów tez miałyśmy sporo radochy:)Obie nas nogi juz bolały po spacerze i kombinowałysmy, gdzi nogi położyć, żeby wygoniej było;)

      Usuń
  2. Nigdy w Szczecinie nie byliśmy, ale postaramy się to nadrobić... ;)
    Pozdrawiamy! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie trzeba to nadrobić, bo Szczecin potrafi być urokliwy:)

      Usuń
    2. Serdecznie polecam - ja przekonałam się do tego miasta dopiero w nim zamieszkawszy. :)

      Usuń