Gui jest świeżo upieczonym kierowcą, postanowiłyśmy więc część czasu poświęcić na doskonalenie umiejętności jazdy samochodem. Kierunek był zawsze ten sam- nad Bałtyk.
Gui za kierownicą czuje się całkiem nieźle, dobrze sobie radzi z manewrami w mieście, ale tylko dopóki nie ma wjechać na rondo...
Dla osób uczących się jeździć po Trzebiatowie, by zdawać w Szczecinie bądź Koszalinie- jazda po rondach to podstawa ( do dzisiaj pamiętam jakim koszmarem były dla mnie szczecińskie gwieździste ronda z tramwajami w te i we wte ) Gui po rondach nie jeździła, bo zdawała we Wrocławiu. Po wyjeździe z miasta okazało się, ze Nie tylko po rondach nie jeździła. Nie wyjeżdżała tez z miasta, więc nie miała okazji jeździć z prędkością ponad 50 km/h. Dopiero w naszym towarzystwie rozpędziła się do zawrotnej szybkości 80 km. I to na krótko na prostej drodze. Potem wróciła do bezpiecznego 60- 70 km/h.
Przy tej okazji doszłyśmy do wniosku, że edukacja w naszym kraju całkiem postawiona jest na głowie. Ciągle zapomina się, po co jest nauka. Od najmłodszych lat przygotowuje się dzieci a potem młodzież do zdawania testów. Nie do życia, ale do zdania testów! Uczeń ma zdobyć określoną ilość punktów, a nie nabyć konkretnych umiejętności. Liczy się średnia szkoły, zdawalność na maturze, zdawalność na egzaminie na prawo jazdy ( z tego szkoły a rozliczane). Gdzieś po drodze gubi się to, co ważne. Efekt? Gui zdała egzamin za pierwszym podejściem we Wrocławiu, ale nie zdałaby go w Szczecinie, bo nie wjechałaby na pierwsze rondo (nasze trzebiatowskie początkowo były dla niej nie lada wyzwaniem) Podejrzewam, że nasi kursanci z kolei nie poradziliby sobie na wrocławskich drogach.
Podobnie jest z naszymi wychowankami. O ich sukcesie lub porażce na sprawdzianie i egzaminie nie decydują umiejętności przydatne w życiu, tylko dyspozycja dnia i prawidłowe zakodowanie testu.
A przecież życie nie jest testem...
Oj dawno mnie tu nie było, dawno. Jejku jak ja wam zazdroszczę ( w dobrym tego słowa znaczeniu) takich wspólnych rozmówek, posiedzeń i wycieczek. Jeśli wędruję to z moim synkiem i owszem nasze dyskusje są również pasjonujące (szczególnie te o pomrowach plamistych, których z utęsknieniem wyczekuje Tymek, gdyż to pierwsze ślimaki, które wychodzą z ziemi po zimie), ale wiadomo, że to nie to, co w rodzinnym, babskim gronie. A temat praw jazdy ehhhh u mnie na czasie. Oblałam po raz kolejny, bo nie potrafię się połapać w Rybnickich zawiłościach drogowych:) Ale wam dziewczyny życzę szerokich dróg podczas kolejnych rozmówek.
OdpowiedzUsuńJakoś nie dziwię się, że gubisz się na rybnickich rondach- Rybnik powinien zostać polską stolicą rond ;) Odkąd je wybudowali, nigdy nie wiem, czy dojadę do centrum ;)
UsuńTeraz rozpocznie się prawdziwa nauka jazdy, powodzenia :)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że kiedyś TO się zmieni ?.. a może będzie jeszcze gorzej i nawet przed wejściem do gabinetu lekarza, trzeba będzie zdać jakiś test? ;)
OdpowiedzUsuńPoczątki trudne, ale później ile radości z jazdy i dumy z nowych umiejętności. ;)
OdpowiedzUsuńTo piękne, kiedy rodzina zasiada przy stole i rozmawia, bez wzajemnych pretensji, animozji czy nawet nienawiści; te testy wcale nie oddają umiejętności czy wiadomości nabytych w trakcie nauki, tak bezmyślnie naśladujemy we wszystkim nie zawsze dobre wzorce; dobrej pogody na rowery życzę i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń