niedziela, 28 lutego 2016

Sezon rowerowy czas zacząć

Wiem, przewrotny tytuł, zwłaszcza, gdy za każdym razem podkreślam, ze sezon rowerowy się nie kończy. No tak... Wszak rower był używany codziennie na dojazdy do pracy, ale co innego dojazdy do pracy, a co innego kilkugodzinne eskapady. Jeśli nie liczyć dwóch wypadów rowerowych w górach, to okaże się, ze zima tego roku była licha w rowerowe wycieczki- chyba z powodu silnych wiatrów, które skutecznie zniechęcały mnie do jeżdżenia (z cegłami w kieszeniach jeździć nie będę- a przecież konserwator w mojej szkole takowe mi raz proponował, gdy zobaczył mnie wychodzącą w wichurę).

Po tylu dniach posuchy i tęsknoty za rowerem w ten weekend wreszcie się wyrwałam- oczywiście tradycyjnie nad Bałtyk. W sobotę zrobiłam swoje ulubione kółeczko do Rewala i ze zdumieniem odkryłam, że kwitną nie tylko przebiśniegi i wierzby, ale także leszczyna i... podbiał. Oczy przecierałam ze zdumienia, gdy za Karnicami odkryłam maleńkie żółte kwiatuszki na poboczu!
Bałtyk był nieruchomy i pusty. Taki jak lubię. Niebo i woda zlewały się hen, na horyzoncie.  brzeg obijały się niewielkie fale pływowe. Cisza... Czas na refleksję i zadumę, ale i na zachwyt.
Wróciłam zrelaksowana i bardzo wyciszona, choć nogi i pośladki trochę bolały.
Niedzielę planowałam leniwą. Chciałam uporządkować dokumenty, przejrzeć szkolne zdjęcia i nakręcony w piątek film z przedstawienia profilaktycznego. Nic z tego!
Gdy wieczorem zadzwonił znajomy z zaproszeniem na niedzielna przejażdżkę do Kołobrzegu, praktycznie od razu się zgodziłam.
Wybraliśmy drogę przez Karcino do Kołobrzegu i powrót ścieżką rowerową przez Dźwirzyno, czyli standard, gdy jedzie się na szerokich wycieczkowych oponach.
Pogoda była cudowna- słońce, prawie nieodczuwalny wiatr, nie za zimno, nie za ciepło. Przegadaliśmy prawie całą drogę. W Dźwirzynie zeszliśmy na chwilę na plażę, a w Mrzeżynie na kawę do Baru Portowego.
100 km w dwa dni, to może nie jest jakiś super wyczyn, ale na początek może być. Te dwie wycieczki uzmysłowiły mi, że czas wziąć się ostro do pracy, bo plany na ten rok mam ambitne, a czasu coraz mniej.
Całej trasy nie opisuję, bo w kilku miejscach już o niej pisałam, za to przypominam film, który nakręciłam jakiś czas temu.

11 komentarzy:

  1. Tak tak, czas zacząć... i niech się kręci :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Aniu z wielkim zaciekawieniem obejrzałem Twój film i komentarz także przeczytałem. Pozdrawiam serdecznie i szerokiej drogi życzę..

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnóstwa kilometrów, satysfakcji i zachwytów życzę w tegorocznym sezonie, Aniu.
    No, popatrz, jaki dowcipny ten konserwator! A przypadkiem nie ma on wielkiego i obwisłego brzucha?
    Wróciłem z włóczęgi, byłem jedenaście godzin w drodze. Teraz dobrze mi się siedzi w fotelu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mój konserwator to dusza człowiek, bardzo oddany dzieciom i wysportowany- jest trenerem piłki nożnej :)
      Czekam na relację z włóczęgi.

      Usuń
    2. Aniu, dziękuję za Twoje czekanie. Tekst napisałem, jutro sprawdzę go i opublikuję.

      Usuń
  4. A ja, tak jak Krzysztof, wyruszyłam na przedwiosenną włóczęgę, w śniegu, w błocie, ale i w cudnym słońcu; tego mi brakowało:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nic tak nie ładuje akumulatorów niż pobyt na łonie natury, prawda?

      Usuń
  5. Marzę o rowerze... Od czasu ciąży nie miałam jak i kiedy pojeździć... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe się ogląda Twój filmik. Włączyła mi się tęsknota za polskim morzem.

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko! Ostatni raz siedziałam na rowerze chyba ze 25 lat temu...

    OdpowiedzUsuń