poniedziałek, 1 stycznia 2018

Noworoczna wyprawa do Stuletniej Wody

Moją noworoczną tradycją jest spędzenie tego dnia aktywnie. Może wiać, lać albo mrozić, ja wychodzę z domu. Przez ostatnie 10 lat chyba tylko raz warunki były tak ekstremalne, że zatrzymały mnie w domowych pieleszach. Na Wybrzeżu robiłam kilkadziesiąt kilometrów rowerem, w Izerach najczęściej idę w góry.
Zatem, aby tradycji stało się zadość, po obejrzeniu fajerwerków na Pogórzu (siedzieliśmy na ławce na Kuflu sącząc w ramach toastu ciemne piwo) poszłam spać, by obudzić się rano rześką i wyspaną.
Kilka minut po dziewiątej byłam już w drodze. Trochę wiało, zwłaszcza, gdy podchodziłam na Kufel zaintrygowana stadem kruków. 5 par kołowało nad szczytem. Nigdzie jednak nie zauważyłam padliny.
W lesie zrobiło się już spokojnie i całkiem przyjemnie. Mając porządne buty mogłam pozwolić sobie na marsz sobie tylko znanymi ścieżkami, na co dzień uczęszczanymi raczej przez zwierzęta niż ludzi. Szybko znalazłam się na górnym asfaltem i idąc jego brzegiem dotarłam do ścieżki, która kiedyś prowadziła o Stuletniej Wody. Kiedyś. Dawno. Nawet bardzo dawno. Teraz w znanym mi miejscu płynął strumyk, potem droga zamieniała się w grzęzawisko i nawet ekstra buty na niewiele by się zdały, gdybym wpadła po kolana w zimną błotną maź. poszłam więc na przełaj, lasem w górę do kolejnej wyasfaltowanej drogi, która zaprowadziła mnie do skrzyżowania pod Kowalówką. Tu niemile się zdziwiłam, gdy zobaczyłam, że miejsca, gdzie jeszcze latem zbierałam jagody porozjeżdżane są ciężkim sprzętem. Zrywka drewna tuż przy tablicy nadleśnictwa: "ostoja zwierząt wstęp wzbroniony" Ironia losu, czy znak czasów? :(

Na rozdrożu skręciłam w lewo w szutrową drogę, oznaczoną żółtym szlakiem turystycznym. Zgodnie z mapą i moja pamięcią szlak powinien zaprowadzić mnie do drogi biegnącej przy źródle, które było celem mojej wędrówki. Gdy na wysokości Domku pod Orzechem śniegu nie było, tu w górach jeszcze trochę go było, a ścieżki lśniły lodem. Ostrożnie schodziłam szlakiem, który prowadził stromo w dół. Bez przygód dotarłam do Rozdroża pod Starą Jodłą, miejsca, w którym kiedyś stało ogromne drzewo. Pamiętam jego ogromny, łysy pień. Teraz została tylko nazwa. Raźnie ruszyłam drogą wysypaną bazaltowym tłuczniem. Trochę mnie to zaskoczyło, bo nie tak pamiętałam szlak. Jeszcze większym zaskoczeniem było źródło. Nie, nie... nic się nie zmieniło! Tylko jego położenie względem drogi i otoczenie jakby z zupełnie innego miejsca. Pamiętałam zagajnik i malinowe zarośla oraz wygodną, kamienistą leśną drogę. Teraz stałam na szerokiej drodze dojazdowej do wyrębu w środku wysokiego lasu... Dobrze, że źródło było takie jak dawniej. Tak jak widzicie, to co miejscowi nazywają Stuletnią Wodą, to znane w Izerach Wolframowe Źródło lub Źródło św. Wolfganga. Rozumiecie już zapewne, dlaczego korzystam z ludowej nazwy?
Usiadłam na kocyku, wyjęłam ciastka i kawę. Piknik trwał w najlepsze, gdy... zobaczyłam ludzi!
Byłam zaskoczona. No magia! Prawdziwa magia! Ktoś podobnie jak ja wybrał się na spacer właśnie tu! Nie na uczęszczane szlaki, ale właśnie nad Stuletnią Wodę! Pozdrowiliśmy się serdecznie, zamienili kilka słów o górach i zmianach w otoczeniu. Dowiedziałam się, że poniżej żółty szlak zawalony jest wiatrołomem, ale zejść można szutrową drogą w stronę Przecznicy, skąd właśnie przyszli moi rozmówcy. Początkowo miałam w planie wejście na Jelenie Skały, jednak odpuściłam, wiedząc, że do domu mam jeszcze kilka kilometrów. Schodziłam rozglądając się dookoła, próbując przywołać wspomnienia z dzieciństwa i czasów, gdy wędrowaliśmy tu z małymi dziećmi. Wygodną drogą zeszłam prawie do Radoszkowa i traktem nad wsią dotarłam do łąk pomiędzy Przecznicą i Gierczynem. Idąc zapomnianą drogą ze zdziwieniem stwierdziłam, że wokół stoi pełno ruin!
Wyobrażałam sobie, jakże ludna i gwarna musiała być ta droga sto lat temu, gdy stały przy niej jeden przy drugim kamienne domy z ogródkami, kurami w zagrodach, dziećmi utytłanymi w błocie. Gdy na pobliskich łąkach pasły się krowy, owce, kozy... I takie rozmyślania towarzyszyły mi aż do domu. A wieczorem obserwowaliśmy wschód Księżyca w pełni.

28 komentarzy:

  1. Urocza wycieczka. Wszystko się zmienia w około. Często nie można poznać niegdyś dobrze znanych miejsc nie tylko w górach. To wysoka cena jaka przychodzi nam płać za wygodę życia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauważyłam, że kruki lubią wiatr; też je obserwuję, jak wylatują z wiatrem zza pagóra, a potem nurkują z powrotem, czasami mam wrażenie, że to zabawy na wietrze:-) klimatyczne to ujęcie wody, pamiątka po poprzednich mieszkańcach, lubię takie miejsca w górach; kiedy spotkam w naszej okolicy turystę, to czuję wręcz dumę, że przyciągnęło jednak czymś Pogórze do siebie:-)
    u nas na razie wiosno-zima, tylko mokro bardzo; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że w nowym roku zdrowie Ci dopisze i będziesz mogła odbywać wiele tak interesujących wycieczek, a potem je opisywać na blogu. Chętnie takie teksty czytają nie tylko miłośnicy gór ale także Ci, którzy nie ruszają się z domu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, Andrzeju, za wygodę naszego życia cena jest wysoka, ale płaci ją przede wszystkim przyroda :( Czasem zmiany sa dobre, ale czasem... cóż... na niektóe rzeczy nie mamy wpływu.
    Mario, chyba tak właśnie jest, że kruki po prostu lubią bawić się na wietrze. Stuletnia Woda to jedno z moich ulubionych miejsc w tej części gór, a pogodę mamy podobną.
    Iwono, też mam taką nadzieję i cieszy mnie, że moje pisanie sprawia ludziom przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłem całkiem blisko Twojego celu. Tej zimy chciałbym przejść dnem Ciemny Wądół, to zdaje się niższa droga w stosunku do sąsiedniego żółtego szlaku. Czy tak, Aniu? Jest tamtędy przejście?
    Jelenie Skały zobaczyłbym od dołu, no i ten uroczy strumień, którego tak zazdroszczę – ten na brzegu lasu od strony Przecznicy.
    Czytałem książkę niemieckiego leśnika. Pisał także o ekonomice: że odkąd za zgodą gminy wprowadził ostre zasady wyrębu drzew starając się stworzyć las naturalny, wpływy do kasy gminy nie zmniejszyły się. Najłatwiej wyciąć drzewa i sprzedać, ale najwyraźniej są i inne możliwości, chociaż na pewno nie tak łatwe jak piła i wolniejsze w działaniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Krzysiu, wiem, że tam dotarłeś :) Kiedyś wzdłuż Mrożynki, prawym brzegiem, prowadziła ścieżka, ale Piotr szukał jej latem i mu się nie udało. Podejrzewam, że została zniszczona w czasie wyrębu albo Piotr źle szukał :) P\
    Pewnie można sensownie gospodarować zasobami leśnymi, ale trzeba chcieć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super miejsce na spacery i rower, zawsze ilekroć kręciłem się po tamtych okolicach (źródło Wolfganga), to spotykałem więcej zwierząt niż ludzi. Jeśli nie prowadzą żadnych wycinek to ta cisza aż niepokoi. Malownicze dojście jest tu też od Bożej Góry (Antoniowa). A co do ruin - to byłem zaskoczony, że nad Wami i Leśnym Kurortem jest aż tyle pozostałości starych domów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pawle, od Antoniowa łatwiej dojść niż ode mnie ;) Objeżdżając drogę rowerową nr 31 widziałam wlot szlaku do Wolframowego Źródła. A na Bożą Górę uwielbiam podjeżdżać od strony Kwieciszowic, to jedna z moich tras treningowych.
    Ruin na Fersztlu mamy mnóstwo. Podejrzewam, że nie wszystkie udało Ci się zlokalizować, przed wojną była to duża osada. Źródła mówią o 38 domach i szkole! Gospodarstwa umiejscowione były na obu zboczach dolinki, czyli pod Blizborem i pod Stożkiem (Granatami)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pewno nie wszystkie ;) ale nie sądziłem, że było ich aż tyle! liczby robią wrażenie. Ciekawe co się z nimi stało albo kiedy popadły w ruinę. Ciekawe, czy po wojnie zainteresowanie osadników tą kolonią było tak małe, że tylko kilka domów zostało zasiedlonych, czy może reszta domostw została rozebrana "na rzecz odbudowy Stolicy" albo rozgrabiona

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak Wiesz i ja w Nowy Rok nie siedziałam w domu, szkoda dnia. Z zainteresowaniem czytam Twoje zapiski. Podglądam na mapie Twoje szlaki. Niby niedaleko ale dla mnie nieznane strony, to chociaż wirtualnie pozwiedzam. Jak widzę w wielu miejscach dawniej były zaznaczone miejsca ze źródełkami. A zmiany pustoszejące nasze lasy to temat, który tylko nas zasmuca. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Pawle, większość domów zostało zniszczonych po wojnie. Wiele jeszcze ja pamiętam z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Aleksandro i jak wirtualnie zwiedzamy ja Twoje Ty moje okolice.

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetnie, żee tak witasz Nowy Rok! Mi chyba też przydałoby się wprowadzić taką zmianę. Zdecydowanie lepsze to niż obijanie się kolejny dzień z rzędu w domu. Tego to nie polecam!
    Piękna ta pełnia, świetne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  14. Magda, aktywny Nowy Rok to rewelacyjny początek :) Polecam! Zamiast kaca posylwestrowego zastrzyk pozytywnej energii

    OdpowiedzUsuń
  15. A co powiesz na 1 stycznia w pracy?
    Bez kaca i w dobrym - bo swoim towarzystwie.
    Święto 3 Króli oczywiście też spędzam w pracy podobnie jak jutrzejszą niedzielę.
    Taka dobra zmiana. Można by powiedzieć moje nowe hobby :))

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo fajna wycieczka! Podziwiam:D
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Andrzeju, jak bym chciała 1 stycznia siedzieć w pracy, to dokonywałabym innych wyborów ;) Z drugiej strony patrząc, wszystko zależy od tego, co się lubi. Ja lubię obecnie swoje kozy i sielankowe życie pod orzechem.
    Agnieszko, bardzo fajna. Pozdrawiam, u mnie dziś do kawy faworki.

    OdpowiedzUsuń
  18. Cieszę się że mogłaś tak wybrać a Twoje plany się powiodły. Faktycznie nie wiedzieć czemu lubię pracować a to co robię - jeśli się powiedzie sprawia mi radość. Ostatnio zmontowaliśmy w wolnych chwilach zadaszenie schodów z barierkami przed wejściem do budynku gdzie teraz pracuję. Powstało teraz pomimo że budynek ma już ok 50 lat. Przez całe lata pracownicy mokli otwierając kolejne zamki w drzwiach. Teraz wszyscy są zadowoleni i doceniają wygodę bo ostatnio ciągle pada deszcz. W każdym tygodniu staram się aby coś poprawić, takie małe dary losu. A to dopiero początek roku. Co będzie dalej?

    OdpowiedzUsuń
  19. Andrzeju, dobrze, że dostrzegasz te małe radości, bo z nich tak naprawdę składa się życie. Wiesz, nieraz zastanawia mnie, że ludziom nie chce się ruszyć tyłka, by sobie coś ułatwić. Na zasadzie: "przewróciło się, niech leży", jak śpiewa Kuba Sienkiewicz.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wspomniałaś Aniu o ludowych nazwach. Zrobiłaś zdjęcie styczniowej pełni księżyca, którego ludowa nazwa brzmi: Pełnia Wilczego Księżyca. A wiesz, że w styczniu tego roku zdarzy się jeszcze jedna jego pełnia, która będzie się nazywać: Pełnia Niebieskiego Księżyca.

    OdpowiedzUsuń
  21. No tak, Jasiu, skoro pełnia była pierwszego to czeka nas jeszcze jedna w styczniu, ale nie wiedziałam, że taką nosi nazwę ( o Wilczej Pełni wiedziałam) Ciekawe, czy będzie dogodna pogoda do obserwacji?

    OdpowiedzUsuń
  22. Druga pełnia w danym miesiącu zdarza się rzadko, a Anglicy unikatowe zjawisko nazywają niebieskim i tak się przyjęło. Ponieważ w styczniu tego roku są dwie pełnie, w lutym jej nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Też czasami zastanawiam się jak kilkaset lat temu wyglądały jakieś tereny. Lepiej zrobić sobie taką wycieczkę niż przymulać w domu przed telewizorem.

    OdpowiedzUsuń
  24. Takie wycieczki są super. Ja dzisiejszy dzień spedziłam na zabawie z córką, odwiedzinach babci i lenistwie w łóżku oglądając filmy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My dzisiaj też leniwie, lektura, rozmowy telefoniczne i takie tam.

      Usuń
  25. O proszę jaka wycieczka z przemyśleniami...
    Wszystkiego dobrego w 2019 roku.

    OdpowiedzUsuń