Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Igrzyska śmierci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Igrzyska śmierci. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 listopada 2023

Ballada ptaków i węży. Igrzyska śmierci- recenzja filmu



„Igrzyska śmierci” długo były filmem, którego oglądać nie chciałam. Nie odpowiadała mi treść, bałam się brutalności scen. Czas jednak zweryfikował moje obawy. Obejrzałam wszystkie części w bezpiecznej przestrzeni swojej sypialni. Zakochałam się, podobnie jak wcześniej Chuda (recenzja pierwszej części) w kostiumach i scenografii oraz muzyce. Przemówiła do mnie także idea tej fabuły.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

"Igrzyska śmierci" czyli pesymistyczny happy end.

Na "Igrzyska śmierci" do kina poszłam tylko ze względu na to, że o interesującej mnie porze nic innego w owym kinie nie było. Muszę jednak powiedzieć uczciwie - to była dobra decyzja. Film powstał na podstawie książki, której fragment miałam okazję, kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości, przeczytać, więc niechętnie poszłam do kina, utyskując, że wolałabym najpierw przeczytać całość.
I znowu zacznę od innej strony niż normalny człowiek zaczyna recenzję - zacznę od muzyki.
Muzyka zdecydowanie mi się podobała. Dobrana bardzo dobrze do sytuacji, w których występowała, nakręcała widza dodatkowo. A utwór podczas napisów końcowych, to moim zdaniem mistrzostwo.
Nie będę się wypowiadała na temat gry aktorskiej - nie znam się. Ale wypowiem się na temat kostiumów. Ale to za chwilę.

Akcja filmu rozgrywa się w przyszłości. Świat przedstawiony podzielony jest na pół - bogate państwo-matkę i biedne dystrykty. Teraz też wrócę do kostiumów - aktorzy grający mieszkańców dystryktów ubrani byli w stroje nawiązujące formą do czasów II wojny światowej (w moim odczuciu), natomiast mieszkańcy państwa-matki... Ahhh... Tam działy się piękne rzeczy - baśniowe kostiumy, makijaże, fryzury... Wszystkie możliwe kolory tęczy w przeróżnych konfiguracjach i nasyceniach, bogactwo szczegółów, detali, form. Coś cudownego! Część strojów przypominała uwspółcześnione wersje barokowych sukien, inne nawiązywały do różnych etapów mody XX w., wszystkie były w żywych, pięknych kolorach, często z dodatkowo komplikowaną formą. Uwielbiam!
Wracając jednak do samej akcji filmu. Państwo - matka, upamiętniając nieudany bunt dystryktów sprzed iluś tam lat, organizuje igrzyska - z każdego dystryktu wystawiane są 2 osoby (łącznie więc 24), całą imprezę przeżywa jedna osoba. Główna bohaterka bierze udział w jednych z takich Igrzysk, zwycięża zarówno igrzyska, jak i pewną rozgrywkę z systemem - udaje jej się ocalić życie drugiemu uczestnikowi. I gdyby w tym miejscu zakończyć film, można by stwierdzić, że zakończenie jest szczęśliwe, mamy happy end... Ale film trwa jeszcze trochę. I na głowę wylewają nam kubeł zimnej wody - system nadal trwa, ma się dobrze, wtłacza w swoje tryby naszą niepokorną bohaterkę. Sądzę więc, że wymowa owego dzieła jest pesymistyczna. I to bardzo.
Jest to film niejednoznaczny, w którym zapewne niektórzy nie dostrzegą tego co widziałam ja, potraktują go jak kolejną produkcję dla nastolatek - nie neguję, być może tym właśnie jest.

Po recenzji czas na krótką zajawkę naszej ostatniej rozmowy z Ruda, którą zdążyła już zasygnalizować (i zmotywować do napisania w końcu tego wpisu). Rozważania teoretyczno-literackie nad sernikiem...
- Wiesz, przestają wydawać od maja "Science Fiction". Ponoć kryzys na rynku wydawniczym... I co ja będę teraz czytać? - Zagaiłam znad czerwonej herbaty.
- Zapamiętaj ta datę. Może to początek końca epoki ciemnej? - Odparła Ruda, nawiązując do naszej nieustajacej nigdy dyskusji na temat tzw. epok jasnych i ciemnych, bądź jak kto woli epok rozumu i uczuć.
- Myślisz? Sądzę, że we współczesnym świecie nie będzie już możliwe wskazanie takich granic, rozróżnienie epok. Wydaje mi się, że zacznie się to zacierać, funkcjonować będą obok siebie autorzy mogący uchodzić za przedstawicieli epoki jasnej i ciemnej.
- Jesteś pewna? A gdyby cofnąć się do początków twojego ukochanego fantasy? Mamy Tolkiena i Lewisa. A później nic na tej płaszczyźnie. Później mamy w Polsce socrealizm, za granicą też nie powstaje nic wielkiego w dziedzinie fantasy. Jedynie SF. Ba! Nie istnieje nawet polskie pojęcie! Ja uczyłam się jeszcze tylko o fantasy. A fantastyce baśniowej uczę teraz. Fantasy przychodzi do nas w latach 80' XX w. - tłumaczenie Tolkiena właśnie, później pojawiają się twórcy rodzimi.
- No dobra... - zgodziłam się.  - Ale cały czas jesteśmy na płaszczyźnie tzw. literatury popularnej. A co z tą pretendującą do miana wysokiej? Jak się mają tacy współcześni twórcy do epoki ciemnej?
- No jak to? A takie "Lubiewo"? A "Wojna polsko-ruska"? Toż to czysty naturalizm. Ale nie ten realistyczny, tylko taki... - Ruda szukała słowo, co wykorzystałam, triumfalnie błyszcząc intelektem:
- Młodopolski? - dokończyłam za mamę.
- Dokładnie...
- I sądzisz, że pojawi się teraz epoka jasna?
- Skoro kończą wydawać pismo fantastyczne, to kto wie. Epoki ciemne zwykle przypadały na czas kryzysów wszelkiej maści, po zażegnaniu ich następowały epoki jasne.
- Mhm... Ale rynek wydawniczy fantastyki w Polsce ma się nadal dobrze, wydawane są nowości zagraniczne i krajowe. To samo z kinem - pozycje typowo fantastyczne wciąż wchodzą do kin.
- Co nie zmienia faktu, że wampirologia już wkrótce może zostać wyparta przez dawne harlequiny...

A o Herbercie następnym razem...