poniedziałek, 17 września 2018

Ostatni w tym roku Jarmark Perski Izerski

Do wrześniowego jarmarku szykowałam się od miesiąca, układałam plany, co dodam i co zmienię na swoim mikro stoisku, a niewiele brakowało, bym wcale się w Kopańcu nie pojawiła.

Początek tygodnia nie zapowiadał żadnych rewolucji. Zgodnie z planem pakowałam do słoików kolejne przetwory: borówki z jabłkiem, mus gruszkowy i mus kakaowo-gruszkowy. Potem jednak musiałam wszystkie swoje plany zrewidować, bo zmarła Nestorka, na której 80. urodzinach zdawałoby się dopiero co się bawiliśmy. Na Śląsk wyjechałam w czwartek, a wracałam w sobotę. Dzięki temu, że byłam z Gui a i Syn z Synową ze Szczecina dojechali, do domu dotarłam komfortowo- wspólnie z Synem, który przystał na nasz pomysł, by w drodze na Pomorze mnie odwieźć i odwiedzić Domek pod Orzechem. 
W sobotę wieczorem dopakowałam swoje skrzyneczki z przetworami, przygotowałam moją śliczną skrzynkę na herbatę (cudo dostałam na urodziny od koleżanki), a w niedzielę przed południem ruszyłam do Kopańca.
Pogoda była wymarzona- nie za ciepło, w słońcem wychylającym się zza chmur. Ustawiłam swój kramik obok koleżanek Uli i Inkwizycji. Wyjęłam robótkę (mam całkiem sporą robótkę do skończenia) i zaczęłam obszywać suknię. Chwilę później zaczął się ruch i trwał do końca jarmarku.
Ludzi przewinęło się tym razem mnóstwo. Może spowodowane to było brakiem innych atrakcji (wszak już po sezonie), może lepszą reklamą, a może po prostu tak miało być. Świetnym pomysłem były koncerty pod chmurką. Najpierw barda z gitarą, a później kobiecego chórku wielogłosowego.
Sądząc po relacjach odwiedzających jarmark, był to strzał w dziesiątkę, bo ludzie po prostu biesiadowali, spędzali ze sobą czas, rozmawiali. Sprzyjała temu nie tylko muzyka i pyszne jedzenie serwowane na wielu stoiskach, ale i wyborna kawa rzemieślnicza, którą przygotowywał barista z The Art of Coffee Roastery. Boski aromat roznosił się po całej osadzie, czarowi uległam i ja. Stoisko opuściłam nie tylko z kubkiem kawy, ale i kilogramem ziaren!
Nie było to moje jedyne zakupy, bo ze względu na całkiem niezły utarg mogłam pozwolić sobie na małe szaleństwo. I tak z jarmarku wróciłam z poduszką z słomą gryczaną od szalonej rudej Małgosi, z firmy Galena słoikiem miodu z Młyńska i słoikiem miodu od Izerskiego Pszczelnika spod Leśnej.
Czas biegł niezwykle szybko, bo też działo się sporo i rozmów mnóstwo. A tematy były od tych banalnych typu gruszki obrodziły po filozoficzne, bo też udział w pogrzebie trochę filozoficznie mnie nastroił.

Kilka rozmów być może zaowocuje fajną współpracą i zleceniami na szycie sukien, kilka pozostanie na długo w pamięci.
A ileż ja tym razem psów wygłaskałam! Od ogromnych po maleńkie.
Z żalem opuszczałam osadę późnym popołudniem, wiedząc, że to koniec kopańcowego sezonu i wielu osób, które przez ten sezon poznałam i zdążyłam się zakolegować, nie zobaczę prędzej jak w czerwcu.
Relacje z poprzednich edycji Jarmarku Perskiego Izerskiego można znaleźć tu:
http://www.rozmowki-kobiece.pl/2018/08/sierpniowy-misz-masz.html
http://www.rozmowki-kobiece.pl/2018/07/na-jarmarku-w-kopancu.html
http://www.rozmowki-kobiece.pl/2018/05/pierwszy-w-tym-roku-jarmark-perski.html

26 komentarzy:

  1. Taki jarmark to musi być coś wspaniałego :) Podziwiam, że tak świetnie sobie radzisz z przetworami, mnie trochę brakuje cierpliwości do nich :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja córka byłaby zachwycona takim jarmarkiem! Muszę ją jak najszybciej na podobny zabrać, póki mamy jeszcze ładną pogodę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej kawy to bym z przyjemnością spróbowała:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubimy i doceniamy takie jarmarczne klimaty - i zawsze tropimy tego typu ciekawe wydarzenia w naszej okolicy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc muszę się tam wybrać, a co do kawy jak mi się uda to spróbuję��. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealne miejsce na przerwę w wycieczce rowerowej! A dojazd wybraną trasą może być prawdziwym rajem dla wielbicieli down hillu :)

      Usuń
  6. Zazdroszczę.Uwielbiam.Bywam na różnych targach i spotkaniach.Muszę zapisać w planach na przyszły rok. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Staram się wyobrazić nastrój tamtych godzin, zobaczyć ludzi i stoiska, poczuć smaki i zapachy. Jeśli miałbym czas, a nie miał obowiązków, to myślę, że podobałoby mi się na tym jarmarku, mimo że w związku z pracą z rezerwą podchodzę do widoku straganów oglądanych na festynach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Krzysiu, nie da się porównać traganów festynowych, pełnych chińszczyzny lub grillowanego jedzenia z tym, co pojawia się w Kopańcu. Takich cudów nigdzie indziej nie uświadczysz!

      Usuń
    2. Właśnie na inność, na oryginalność, liczyłbym :-) A na typowych festynach faktycznie jest chińszczyzna i byle jak, byle szybko grillowane mięsiwa.

      Usuń
  8. Kiedy byłam o lata świetlne młodsza z Górzyńca do Kopańca chodziłam pieszo. Teraz już nie da rady, a dojechać nie ma jak, a szkoda lubię takie kiermasze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo po prawdzie z Górzyńca to już przysłowiowy rzut beretem. Tylko góra stoi na środku ;)

      Usuń
  9. Mus gruszkowy? Kakaowo-gruszkowy? W sumie może spróbowałabym połączenia gruszek z czekoladą, bo tych mam niemało. Moja mama w tym roku zaszalała i zrobiła mnóstwo musu jabłkowego.
    Eh, ludzie szybko odchodzą, ale jakoś kobiety żyją dłużej.
    Ja tam za koncerty chóru dziękuję. Wystarczy mi psucie słuchu na niedzielnej mszy świętej o 12-tej od czasu do czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, dla mnie czekolada i gruszka to smak dzieciństwa- ulbionym deserem były gruszki polane gorącym budyniem czekoladowym. A chór wart był wysłuchania :) (co do śpiewów kościelnych, to zdarza mi się do kościoła pójść, by bezkarnie sobie pofałszować- śpiewać lubię, ale lepiej, by mnie nie słyszano )

      Usuń
  10. Byłam raz na takim jarmarku fajna sprawa

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze miały swoja specyfikę. Jedne zorganizowane lepiej ,drugie gorzej. Nam zwiedzającym sprawiają wiele radości.

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda, że to już koniec jarmarków w tym roku, przydałby się jakiś typowo jesienny ;) Takiej kawy nie kupisz w Mirsku, Gryfowie, ale na końcu świata w Kopańcu i owszem - lubię to :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że szkoda! Zwłaszcza, że pomijając pierwszy w tym rou, który był z deszczem, pozostałe miały fajną pogodę. A kawa zaskoczyła mnie totalnie! Nie spodziewałam się tej delicji! (jakoś na kawę z żołędzi lub zbożówkę nie miałam ochoty)

      Usuń
  13. Wspaniałe wydarzenie :) Z przyjemnością się kiedyś wybiorę :)

    OdpowiedzUsuń