piątek, 18 lipca 2014

Sielanka w Domku pod Orzechem

Myślałam, że gdy dojadę do Domku pod Orzechem będę bardzo zmęczona, że kolejny dzień spędzę leżąc na leżaku przed domem lub na łąkę wyciągnę materac. Okazało się jednak, że Gierczyn „zaatakował mnie” wszystkimi możliwymi doznaniami i nie było mowy o leżeniu. Już o 6.00 piłam kawę pod orzechem, słuchałam ptasich treli i jęczenia mojego psa, ktry domagał się rzucania kamyczka. Z łąki dochodził przyjemny zapach skoszonej trawy, która zamieniała się w wonne siano, słonko lekko przygrzewało, ale nie paliło.

-Będę robić nic- marzyłam, sącząc niespiesznie swoja kawę. Błoga sielankę przerwał Ślubny, szykujący się do malowania kolejnej części naszego dachu. Przeniosłam się domu, spojrzałam w sufit- a tam girlanda pajęczyn. Nie dawały mi spokoju. Tańcząc z miotłą posprzątałam pokój i kuchnię, potem zrobiłam przepierkę i... usłyszałam znajome terkotanie traktora. Sąsiad nadjechał, aby zebrać siano. Nie ruszam się, poradzą sobie beze mnie, zrozumieją, że odpoczywam... spadają pierwsze krople deszczu, zza góry słychać pomruki burzy...

Ech... łapię za grabie i dołączam do ludzie spieszących się, aby zebrać siano w kopy. Nim rozpadało się na dobre, moja łąka została ozdobiona kilkoma kopami siana (niewiele udało się zwieźć tego dnia do stodoły, większość została na łące)
Jest południe.. szykuję obiad a potem , gdy już przestaje padać idę poszukać kurek.
- Nie ma grzybów, gdzie będziesz szła- przekonuje sąsiad.
- Jagód też niewiele- dodaje Ślubny. Ja jednak idę. Jagód faktycznie tyle, żeby do twarożku dołożyć, za to mnóstwo malin. A wśród borówkowych krzaczków pięknie żółcą się malutkie kurki. Po chwili do moich zbiorów dołącza dorodny czerwony kozaczek, potem drugi.

Spacer kończę na ulubionym punkcie widokowym na Kuflu.
Grzyby będą na kolejny obiad, owoce zjem z twarożkiem i śmietanką, które dostałam od sąsiadki.

Tak... jestem w Gierczynie...

8 komentarzy:

  1. Pięknie. Wspaniałe spokojne i dzikie miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja nie umiem zbierać grzybów...a ile muszę się nachodzić, aby nazbierać do wigilijnego barszczu to głowa mała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie! Nie liczyłabym za bardzo na leniwy odpoczynek na Twoim miejscu...
    Musimy się spotkać, koniecznie ;) już wklepałam Twój numer do komórki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja .W sobotę na Galę Izerską się wybieram.

      Usuń
    2. Nie wiem, czy się widzieliśmy, ale pewną dziurę widziałam.

      Usuń
  4. mmmmmmmm....
    Aniu dziekuję!!!!!! zabrałaś mnie tam.... dziekuje na prawde.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Grzyby rosną zawsze, tylko powyżej granicy chciejstwa, znaczy się, tam, gdzie rzeszom zbieraczy nie chce się już podchodzić, bo za wysoko:)

    OdpowiedzUsuń