piątek, 28 maja 2021

W poszukiwaniu izerskiej dzikości na Kamienickim Grzbiecie


Grzbiet Kamienicki
, choć wydawać by się mogło, że został przeze mnie zdeptany w te i we wte nadal kryje sporo tajemnic, a ja patrząc na mapę widzę białe plamy i ledwo zaznaczone linie ścieżek, których nie znam lub tylko domyślam się którędy biegną. Tym razem moim celem był dolny bieg Płoki, choć jak się okazało, to nie ona była moim największym zaskoczeniem.

Z biegiem Jastrząbka


Nie wiem, jak to się stało, że potok biorący swój początek tuz poniżej Pięciu Dróg umknął mojej uwadze. Kiedyś próbowałam schodzić przecinką z rozdroża (tą jakby szóstą drogą), jednak zakręciłam się wówczas i wróciłam na niebieski szlak. Tym razem zaplanowałam iść po prostu w dół, tak by znaleźć się szybko w dolinie Kwisy, dojść do ujścia Płoki i wzdłuż rzeczki piąć się aż do zbiornika ppoż. na Płoce. Jak wiadomo najkrótsza droga, wcale nie jest najszybsza.

A ja bardzo szybko przekonałam się, że poniżej Pięciu Dróg bagniskami i źródliskami swój bieg zaczyna nieznana mi dotąd struga. Początkowo płytka i wąska, Składająca się z wielu mniejszych cieków podążała niezwykle wartko ku Kwisie.

Zakręcała, meandrowała, tworzyła rozlewiska i głębie sięgające do 1 m żłobiła coraz głębszą i mroczniejszą dolinę, A ja idąc jej śladem robiłam coraz większe oczy ze zdumienia, żałując jedynie, że nie mam z kim podzielić się zachwytem. Dwukrotnie stawałam na asfaltowej drodze, która teraz zdawała mi się nie na miejscu, niczym wyrzut sumienia, skaza na dziewiczej dzikości (choć przecież uwielbiam nią mknąć rowerem w stronę wodospadów na Kwisie).


Przy jednej z wysokich kaskad zatrzymałam się na dłużej i usiadłam z ulubioną kawą w nowym termosie (podarunku od dzieci na Dzień Matki) A potem moim oczom ukazały się głazy. Jedna z wielu formacji skalnych Kamienickiego Grzbietu, o których istnieniu wiedziałam, lecz jakoś nigdy do nich nie dotarłam. 


Nie, nie była to Niedźwiedzia Skała, która widać z drogi, lecz wielkie bloki skalne, porozrzucane obok siebie, nachodzące jeden na drugi i tworzące niezwykłe konstrukcje, a nawet coś na kształt jaskiń.


 Im schodziłam niżej ku ujściu Jastrząbka, bo taką nazwę nadano potokowi, tym zdawał się cudowniejszy. Co chwilę przystawałam, by zachwycić się kolejnym wodospadem, dziką kaskadą , której widok znany jest niewielu wędrowcom po Górach Izerskich.

Wreszcie znów stanęłam na drodze, przed sobą miałam miejsce odpoczynku wybudowane powyżej jednego z wodospadów na Kwisie. Zeszłam ku rzece. Miejsce do morsowania wygląda zachęcająco. Z wygodniejszym zejściem i możliwością przebrania się niż popularne morsowisko kilkaset metrów dalej. Jeśli przyjdzie mi do głowy morsować w Kwisie, to wybiorę to miejsce.


Wzdłuż Kwisy do ujścia Płoki


Stojąc nad Kwisą, zastanawiałam się, co dalej. Nie mogłam zostać na tym brzegu rzeki, gdyż teren był tu niezwykle dziki i przedzieranie się przez zarośla mogło być nieprzyjemne. Lewy brzeg wyglądał bardziej obiecująco, tylko trzeba było się jakoś tam dostać. Wyjścia miałam dwa: iść drogą do betonowego mostu wybudowanego kilka lat temu w miejscu zrujnowanej poniemieckiej konstrukcji lub zdjąć buty i przeprawić się na drugą stronę. Nie muszę pisać, co wybrałam. Chwilę później szłam już drugim brzegiem i podziwiałam Kwisę, która w swym górnym biegu jest niezwykle malownicza. I spacer jej brzegiem byłby prawdziwą przyjemnością, gdyby nie miarowy i jednostajny szum aut poruszających się drogą sudecką. 


Na wysokości wodospadu Wodopój spotkałam trzyosobową rodzinkę, która zatrzymała się pewnie na pobliskim parkingu, by sprawdzić, jakaż to atrakcja Gór Izerskich kryje się za nazwą Grób Liczyrzepy i Wodospad Wodopój. Miejsce zaciekawiłoby moją Gui, gdyż wodospad jest niczym innym jak tamą przeciwrumoszową. Obiecałam sobie, ze zabiorę tam moje dziewczyny, zwłaszcza, że do kompletu jest i stary malowniczy most. 


Chwilę później dostrzegłam już bohaterkę mojej wędrówki: Płokę. By jednak się do niej dostać znów trzeba się było przeprawić przez rzekę, tym razem brodem, ale buty i tak zdjąć należało.

Zaskoczenia doliny Płoki


Ledwo znalazłam się po drugiej stronie dostrzegłam betonową kostkę. Myślę, że to pozostałości po niemieckim bunkrze z drugiej wojny światowej. Chwilę później czekało mnie kolejne zaskoczenie, bo zapory przewirumoszowej na Płoce się nie spodziewałam! 


Dalej było już tylko lepiej. Rzeczka okazała się dzika tak, jak podejrzewałam, choć ze względu na prowadzoną w pobliżu wycinkę nie mogłam w pełni rozkoszować się dzikością. Nie jest jedna tak mroczna jak Jastrząbek. Nad Płokę wpadają promienie słońca, sporo tu mini polanek z mchami i trawą. 



Miejscami wprost wymarzonymi by się zatrzymać, usiąść i zapomnieć o istnieniu innego świata. Miejscami rzeczka jest głęboka, zatem jako miłośniczka kąpieli w lodowatej wodzie skorzystałam z dobrodziejstw potoku. Starałam się iść jak najbliżej wody, czasem jednak powalone drzewa lub gęste zarośła uniemożliwiały mi taką wędrówkę. 


W końcu wyszłam na leśną drogę i tylko co chwila zbaczałam z niej, by sprawdzić, jak wygląda potok. Gdy znalazłam się nad zbiornikiem przeciwpożarowym, stwierdziłam, że Płoka jest dokładnie tak dzika, jak mi się wydawało, ale palmę pierwszeństwa w rankingu dzikich izerskich strumieni przyznaję Jastrząbkowi.


Powrót do domu był szybki, gdyż wędrówka szutrową drogą nie należy do moich ulubionych. Gdy stanęłam na skraju lasu poniżej Blizbora, uświadomiłam sobie, że z dnia wycisnęłam wszystko: nad Pogórzem zbierały się ciężkie deszczowe chmury, a ja zdążyłam do domu przed deszczem.

P.S. Jak wiecie wędruję, by... napić się kawy w magicznym miejscu. Dzięki dzieciom mam genialny wielki termos na ów nektar bogów. Jeśłi chcecie, bym o Was myślała siedząc w jakiś dzikim i pięknym miejscu, możecie mi kawę postawić, wchodząc na: https://buycoffee.to/rozmowkikobiece

Więcej ciekawych wycieczek znajdziecie pod tagiem Góry Izerskie

27 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że te wszystkie drogi i bezdroża Grzbietu, które opisujesz, jeszcze przed nami. Póki co pomalutku się urządzamy. Szopka "socjalna" nad Mrożynką stoi. Mąż dziś kładzie pierwsze belki na fundamencie naszej chatki. Roboty mamy sporo, ale nie przeraża nas to. Bo tak jak napisałaś - tu można zapomnieć o "innym świecie". Pozdrawiam. Gosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, tak się cieszę, że będziemy sąsiadkami i że odkryjesz wszystkie swoje izerskie drogi.

      Usuń
  2. Są takie tereny, które schodzone w tę i z powrotem wciąż mają przed nami wiele tajemnic.

    OdpowiedzUsuń
  3. W tak pięknym otoczeniu można się dobrze zrelaksować i odpocząć psychicznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nic nie leczy psychiki tak jak zieloność lasu i szum potoku.

      Usuń
  4. powinnaś robić jakieś weekendy dla matek, na których zabierałabyś je po prostu na kawę w góry ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam, chętnie Cię zabiorę na kawę w dzikość ❤️ a jeśli chodzi o matki i ich psychikę, to czasem wyręczam je w opiece nad dziećmi ❤️

      Usuń
    2. Taka godzinka wolnego dla matki, którą może spędzić tylko ze sobą, mocno ładuje akumulatory. :)

      Usuń
    3. Masz rację, dlatego to robię.

      Usuń
  5. Uwielbiam zwiedzać takie miejsca. Dla mnie to totalne wyluzowanie i odskocznia od wszystkiego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w tej głuszy wszystko przestaje mieć znaczenie.

      Usuń
    2. Najbardziej lubię, kiedy samotnie przemierzam kilometry, kiedy nikt nie zakłóca mi ciszy. :)

      Usuń
  6. N takiej drodze, można się wielokrotnie zagubić i odnaleźć-, w sensie mentalnym 😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu, byłaś na dokładnie takiej wędrówce, jakie mnie najbardziej się podobają. Dzikie miejsca nie tylko bez szlaków, ale i bez dróg, wędrówka na orientację i mapę albo wzdłuż strumieni wyglądających tak, jak przed wiekami. Po prostu super!
    Przyznam, że już parę razy przychodziło mi do głowy w czasie oglądania mapy Gór Izerskich, żeby wybrać się na podobną wędrówkę wzdłuż strumieni.
    Jaka jest pojemność Twojego termosu? Pytałem u siebie, czy wyżej leży jeszcze śnieg, ale tutaj widzę…. że nie widzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie już śniegu nie ma, choć jeszcze dwa tygodnie temu było go trochę na zboczach Kamienicy. Czytając Twój opis wędrówki pomyślałam, że szliśmy właśnie podobnie, żeby iść. A termos to 3/4 litra.

      Usuń
  8. Takie odkrywanie tajemnic w leśnej scenerii szalenie ekscytuje, cieszy dostrzeganie szczegółów, odkrywanie śladów przeszłości. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I za każdym razem jestem tak samo zdziwiona. Choć przecież wiem, że tu na każdym kroku czeka na mnie tajemnica.

      Usuń
  9. Dzikość natury odkrywam niekoniecznie na dzikich terenach. Zawsze coś mnie zachwyci.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma to jak "zagubić" się w miejscach, które znamy. I to uczucie zaskoczenia "no przecież ja te tereny znam prawie na wylot"... ale " prawie" robi wielką różnicę. Pozdrawiam 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niby znasz, a ciągle jeszcze coś pozostaje do odkrycia.

      Usuń