niedziela, 13 czerwca 2021

W samym sercu Kamienickiego Grzbietu- z biegiem Kamienicy


 Jeśli przyjmiemy, że góry to żywy organizm połączony niezliczoną ilością naturalnych rozgałęzień i nerwów, to górskie potoki stanowić będą swoisty krwioobieg tegoż niesamowitego żywego tworu. Góry Izerskie nie są tu wyjątkiem, a swoistą aortą nazwać należałoby Kwisę tocząca swe wody głęboką doliną między Grzbietem Wysokim a Kamienickim. Jednak nie o Kwisie dziś będzie a o innej życiodajnej rzece, aorcie Kamienickiego Grzbietu. Tej, która sprawia, że łąki Pogórza Izerskiego są tak niezwykle barwne, a wioski rozwijają się w malowniczej dolinie. Mowa o Kamienicy, której górny bieg postanowiłam ostatnio odwiedzić.

Którędy do źródeł rzeki?


Kamienica jest rzeką biorącą swój początek gdzieś na torfowiskach wysokich między Kowalówką a najwyższym szczytem Grzbietu Kamienickiego: Kamienicą. Początkowo spływa kilkoma drobnymi ciekami, tworzy rozlewiska i bagniska. Potem przepływa przez Chromiec, Starą Kamienicę i Barcinek, by po 21 km zakończyć bieg w Jeziorze Pilchowickim. Rzeczkę przekraczałam wielokrotnie w czasie swoich rowerowych wycieczek gdzieś na wysokości Chromca. Ciekawiło mnie jednak jak wygląda ten ciek powyżej mostku na drodze rowerowej. Przeglądając mapę, zdecydowałam, że najlepiej będzie wejść na Kowalówkę i ścieżynką biegnącą na południe zejść do leśnego duktu, którym dojść powinnam do rzeczki. Jak zaplanowałam, tak zrobiłam.

W drodze na Kowalówkę


Z domu wyszłam wcześnie, zaopatrzona w termos z kawą, placuszki i dobry humor. Wymyśliłam sobie, że na Kowalówkę podejdę żółtym szlakiem powyżej Ciemnego Wądołu, a do szlaku duktem przy dwóch bramkach. Po drodze obserwowałam setki kijanek pływających w kałużach i życzyłam im, by spadł deszcz nim kałuże wyschną. 


Za paśnikiem skręciłam w wyższą z dwóch odnóg, zapominając, ze teren jest tu podmokły i czeka mnie brodzenie po mokradłach. Chwila nieuwagi i wlazłam w bagno tak głębokie, że woda wlała mi się do buta. Chwilę potem czekała mnie jeszcze jedna przykra niespodzianka: w lesie trwała w najlepsze zrywka drzewa i musiałam obejść drwali.


Potem było już lepiej. Znanymi ścieżkami doszłam do Dwóch Mostków i ruszyłam pod górę. W dole Mrożynka szemrała i pluskała po kamieniach, zapraszając do odpoczynku. Zachowywała się nieco jak zdradzona kochanka, nadąsana nieco sfochowana, a jednak ciągle zalotna. Nie pozostałam głucha na to zaproszenie, bo choć ostatnio napisałam, że najbardziej dzikim potokiem jest Jastrząbek, to przecież nie zapomniałam o niezwykłej urodzie Mrożynki i pierwszy odpoczynek zrobiłam sobie w Ciemnym Wądole.

Przyjemnie siedziało się w chłodzie, ale mnie czekało wiele kilometrów wędrówki, więc ruszyłam dalej. Tam, gdzie żółty szlak skręca w lewo, ja poszłam prosto, po śladzie dawnego przebiegu ścieżki. Potem jak zwykle zgubiłam się w lesie, wynajdując wciąż nowe zwierzęce ścieżynki. Trafiałam na miejsca, gdzie kilka lat temu posadzono młode buki, pozostawiając je w plastikowych osłonach. Dziwnie wyglądał ten młodnik upstrzony niebieskimi płatami plastiku.

A potem trafiłam na dukt prowadzący prosto na szczyt Kowalówki.

Ku źródłom Kamienicy w Górach Izerskich


Kowalówka wglądająca przy Kamienicy prawie niepozornie, od południa jest wyjątkowo stroma, a mnie przyszło schodzić wąziutką ścieżką z psem na smyczy. Umęczyliśmy się oboje i z ulgą stanęliśmy na bitej drodze, która doprowadziła nas wprost do Kamienicy.


Kamienicą w górę i w dół


Wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu, gdyż z jednej strony miałam zbocze Kowalówki, z drugiej Kamienicę, a pomiędzy ciekła wąska strużka krystalicznie czystej wody. Przeszłam kilkadziesiąt metrów w górę, przyglądając się rzeczułce, która stawała się coraz cieńszą i płytszą. Nie doszłam do samego źródła, gdyż strumyczek niknął w gęstwinie drzewek.

Przeskoczyłam na drugi brzeg i nim zeszłam do drogi. Nie domyślałam się jeszcze, ze teraz dopiero czeka mnie przedzieranie się przez niedostępne chaszcze i dzikie bagna.


Nie wiem, czego się spodziewałam, ale chyba nie aż takiej leśnej gęstwy, przez która trudno było się przedrzeć. Szłam więc wolno, próbując trzymać się koryta rzeki, okazało się to jednak dosyć trudne. 


Kluczyłam po lesie, stąpałam po zdradliwych mchach ukrywających bagna, zmęczona trafiłam wreszcie na urokliwy zakątek, gdzie zatrzymałam się na dłuższy odpoczynek. Wykąpałam się w rzece, zjadłam posiłek, odpoczęłam. I choć do szlaku pozostało mi naprawdę zaledwie kilkanaście metrów, to dojście do drogi zajęło mi znacznie więcej czasu niż przypuszczałam.

Kamienica moja miłość


Na moście pożegnałam moją dzisiejszą towarzyszkę rzekę Kamienicę i ruszyłam szutrową drogą na Rozdroże Izerskie.


 Szybko sobie jednak uświadomiłam, że przecież szutrów nie lubię i skręciłam na zbocza Kamienicy w pierwszą ścieżkę, jaka się natrafiła. Znów szłam chwilę bezdrożem potem ścieżką, leśna drogą i znów ścieżką. Udało mi się trafić na ścieżynkę, która znalazłam kilka lat temu i nią powędrowałam w górę na szczyt najwyższej góry Kamienickiego Grzbietu.


 Czasem, między drzewami mignęły mi widoki na różne strony świata, miałam wrażenie, że gdzieś znad Łużyc ciągną ciemne chmury, jednak nad moją głowa nadal świeciło słońce. Na szczyt weszłam od południa. Widoczność była nieco słabsza niż zwykle, jednak zamglone Pogórze i tak miało swój urok. Na Kamienicy mogłabym siedzieć godzinami, jednak tym razem usiadłam tylko na chwilę, by napić się wody. Nie chciałam, by burza zastała mnie w górach.

Niezwykła siła natury

Do domu wracałam Tytoniowa Ścieżką, która jeszcze kilka dni temu była bagnista, a teraz tylko w kilku miejscach zostały kałuże i dało się przejść suchą nogą. 


W najwyższym punkcie, tam gdzie wyrąbano rok temu kawał lasu drogę przegradza zwalone wichurą drzewo. Leży tam już od jesieni. Zdawać się mogło, że skazane na zagładę ostatnimi korzeniami czepia się jednak podmokłej gleby i wielkim wysiłkiem pompuje życiodajne soki ku leżącemu na ziemi szczytowi. 


Drzewo nie tylko wypuściło młode igły, lecz także pojawiły się na nim szyszki. Tak oto majestatyczne drzewo chce jeszcze wypuścić na świat ostatnie swoje dzieci, bo że skazane jest na klęskę, to nie ulega wątpliwości: zagradza drogę, którą prędzej, czy później przejadą drwale z piłami spalinowymi.

Z taką refleksją zeszłam w doliny. Przeszłam 25 kilometrów, zaglądając w samo serce Kamienickiego Grzbietu.



P.S. Mnie góry dają wytchnienie. Wracam wyciszona i pełna spokoju. Gorzej z moim Ślubnym, który woli siedzieć przed domem, a lata stresującej pracy nawet teraz dają o sobie znać.


By było mu łatwiej serwuję mu produkty z konopi:herbatę oraz olej konopny. Czy działają? To będę mogła powiedzieć za jakiś czas.

A póki co mam dla Was kod rabatowy do sklepu Fullspectrum. Na hasło rozmowki20 wszystkie produkty konopne (oprócz zestawów) macie taniej o 20% . Kod działa do 1 lipca.

16 komentarzy:

  1. Takie piesze wędrówki z pewnością wyciszają, a i widoki warte uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzy tygodnie temu po raz pierwszy byłam z mężem na Kowalówce. Dotarliśmy do niej starym, na wpół dzikim szlakiem. Na naszej mapie oznakowany był na żółto. Głaziska wzdłuż ścieżki otulone mchem i igliwiem robią niesamowite wrażenie. Sceneria do Hobbita:)Pięknie, cicho i tajemniczo. Szkoda tylko, że czasu nam zabrakło na dłuższy odpoczynek. A jakie jagodniki po trasie! Zresztą sama wiesz, jak jest:) Pozdrawiam. Małgosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przebieg żółtego szlaku zmieniono rok temu. Teraz prowadzi szutrami dookoła Kowalówki i Kamienicy.

      Usuń
  3. 25 km to ładny spacer, my ostatnio na rajdzie byłyśmy ze 4 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to taka normalna odległość. Mam w planach dłuższe dystanse.

      Usuń
  4. Na mnie też robią wrażenie drzewa połamane bądź przewrócone, które ledwie żyjąc wydają nasiona. Nic nie jest ważne poza przekazaniem życia dalej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając, zaglądałem do mapy. Zauważyłem, że źródła Mrożynki i Kamienicy są blisko siebie, po obu stronach żółtego szlaku, między górą Kamienica a Ciemnym Wądołem. Czy tak jest naprawdę, nie jestem pewny.
    Nie wiem, dlaczego komentarz rozdzielił mi się na dwie części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezupełnie tak. Mrożynka płynie północnym zboczem Kowalówki, a Kamienica południowo wschodnim. Zatem nie Kamienica jest ich źródłem a bardziej owa zapomniana Kowalówka.

      Usuń
  6. Pięknie tam! O rany, taka wędrówka może niesamowicie wyciszyć człowieka. Las, góry i szum strumyka to najlepsza muzyka!
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczne tereny. Wędrówka rzeczywiście wycisza. Szedłem kiedyś bardzo zarośniętym brzegiem rzeczki, w pewnym momencie już nie dało się iść, więc... poszedłem rzeczką 😁

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepięknie tam. Takie wędrówki zdecydowanie pomagają się człowiekowi zresetować i nabrać dystansu

    OdpowiedzUsuń