czwartek, 13 stycznia 2022

Czy "Zły człowiek" jest dobry?


A co gdyby stworzenie świata znane nam z Biblii z perspektywy Boga miało w sobie jednak mniej z cudu, a więcej z nauki i zimnej kalkulacji? A co gdyby Bóg i wszelkie towarzyszące mu mityczne i biblijne istoty były zdecydowanie bliższe człowiekowi niż by się nam mogło wydawać? A co w końcu, gdyby targające nimi namiętności bliższe były tym znanym z mitologii greckiej niż Nowego Testamentu? Taką wizję zamierzchłej przeszłości tworzy w swojej powieści Bruno Grigori. Wplata w to wszystko rozmach space opery, miesza miejsca i czasy, mota wątki, tworzy alternatywne wersje zdarzeń. 

Z twórczością autora spotkałam si e po raz pierwszy w  te  święta, gdy wraz z mamą oddałam się lekturze opowiadania "Zaćmienie Gwiazd" - bieżące komentarze w czasie lektury mama skwitowała stwierdzeniem, że sporo zmieściło się w tak niewielkiej książeczce. Mamy bowiem romans, retrospekcje, fantastykę, SF i stworzoną z rozmachem kosmiczną bitwę, która na myśl przywodziła mi mocno fragmenty Gwiezdnych Wojen. Czytało się ten tekst dobrze - lekka, łatwa i przyjemna lektura na święta. Owszem, pojawiało się czasem coś, co nazwałam roboczo "językowym zażenowaniem" - fragmenty (na szczęście niewielkie), zbitki słowne, związki, do których autor wydawał się przywiązany, a które były...dziwne, zgrzytały, wpływały negatywnie na płynność lektury. Niemniej - kawałek dobrej fantastyki, po którym chętnie sięgnęłam, po "pełnowymiarowe" dzieło autora czyli powieść "Zły człowiek". 


Książka mnie wciągnęła, zaintrygowała i połknęłam ją w kilka dni. Niektóre fragmenty, mimo ciekawej akcji, czytało mi się gorzej, inne lepiej. Do niektórych bohaterów zapałałam sympatią, inni jej we mnie nie wzbudzili. Problem mam z głównym bohaterem powieści - po pierwsze, od zawsze miałam poczucie, że owszem autor często w swoje postaci wlewa wiele z projekcji samego siebie, ale już nadawanie głównemu bohaterowi własnej tożsamości jest dość...pretensjonalne. Po drugie koroner Bruno jest tym typem mężczyzny, za którym nie przepadam - z jednej strony niewątpliwy bohater o wielu niezwykłych umiejętnościach, ogromnej wiedzy, z ważnymi przeżyciami na koncie. Z drugiej - skrzywdzony cynik. I nie, nie uważam, że bohater jest "Złym człowiekiem". Znałam kiedyś takiego, nawet raczył mnie podobnymi historiami. No i cóż, nie lubię. 

Skoro mimo tego braku sympatii do bohatera książka wzbudziła we mnie ciekawość, wciągnęła i dała parę godzin niezłej rozrywki, to coś zdecydowanie musi w niej być - jest akcja, jest romans, jest tajemnica. I nie ma zakończenia... Już po lekturze "Zaćmienia gwiazd" miałam refleksję na temat zakończenia, które moim zdaniem było najsłabszym ogniwem tamtego tekstu. Nie inaczej jest w przypadku "Złego człowieka". Autor pompuje akcję i atmosferę jak balonik i zamiast na koniec przekłuć go z głośnym i efektownym BUM! wypuszcza go z rąk i pozwala latać po pokoju z takim żałosnym "prrrrrt!". I nic tu nie zmienia głośne BUM! w tekście, bo to nie o to chodzi, by strzelać z kapiszonów 

Ale jest dla autora jeszcze nadzieja! W książce poza powieścią są także dwa późniejsze opowiadania - znane mi już "Zaćmienie gwiazd", które jest alternatywną wersją niektórych wydarzeń ze "Złego człowieka" oraz "Dni Trochę Inne" - historia Bruna sprzed "Złego człowieka". I to ostatnie opowiadanie - mimo pewnych naiwności (powiązanie niezwykłych zamachów z konkretnym motywem biblijnym jest aż nazbyt oczywiste, bohaterom natomiast zajmuje wiele czasu i wymaga udziału "mędrca") - ukazuje pewien progres warsztatu i ma zakończenie, które nie budzi we mnie poczucia, jakby komuś zabrakło pomysłu na sam koniec. 

Podsumowując - "Zły człowiek" Bruna Grigoriego to dokładnie taka książka, po którą chce się sięgnąć by odpocząć - nie wymaga za wiele, ale z drugiej strony nie obraża intelektu czytelnika. Dostarcza rozrywki, jeśli ktoś lubi ten typ literatury - trochę fantasy, trochę SF, miejscami kryminał, czasem space opera. Miejscami potykałam się na słowach, ale nie na tyle, by lekturę odłożyć nieskończoną. Głównego bohatera powieści nie polubiłam, to już jednak moje osobiste antypatie.

Dziękuję autorowi za możliwość przeczytania książki. 

5 komentarzy:

  1. Tyle gatunków w jednym dziele, wow. Fajne wątki, a zakończenie, no cóż trzeba przeboleć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj bardzo fajna propozycja, myślę ze spodobałaby mi się i wciągnęłaby mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki miszmasz powinien mi odpowiadać, może nie wszystkie sceny mnie przekonają, ale klimatycznie powinnam wbić się w książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię sięgać po książki przy których można odpocząć, więc czuję się nią zainteresowana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Misz masz z zaskakującym zakończeniem to coś co skusi nie jedną czytelniczkę, zwłaszcza że lektura wciąga.

    OdpowiedzUsuń