piątek, 18 lipca 2025

Bo z babcią fajnie jest!

 


Ostatnich kilka dni to była prawdziwa karuzela zdarzeń. Dni z synem i jego rodziną minęły oczywiście za szybko, a każdą chwilę wypełniało radosne działanie. 

Zróbmy mydełka, uszyj mi lalkę

Tradycją stało się wspólne robienie mydełek. To taki must have pobytu Panny M. w Domku pod Orzechem. Podobnie było i tym razem. Wonne olejki, baza glicetynowa, płatki kwiatów oraz wielokształtne foremki poszły w ruch  i przed kilkadziesiąt minut Panna M. tworzyła własne mydlane kompozycje. 

Nie obyło się także bez przygotowania maskotki. Maszyna do szycia padła, więc przygotowałam szmaciankę szytą ręcznie. Panna M. decydowała o tym, jakich tkanin użyć i jak połączyć, by lalka spełniała jej oczekiwania. 

Udało się! 

Na naleśniki do Chatki Górzystów


Jednym z marzeń mojej synowej było odwiedzenie kultowej Chatki Górzystów. Poprzednia próba nam nie wyszła, bo Agatka była wtedy wysoko w ciąży. Teraz, uzbrojeni w naszą nieśmietelną spacerówkę pomaszerowaliśmy ze Świeradowa Zdroju przez Agrafkę wprost na Polanę izerską, a potem do Chatki Górzystów. 


Pogodę mieliśmy w kratkę: na przemian padał deszcz, błyskało słońce, a na powrocie nawet obrzuciło nas gradem. Taka aura miała jednak swoje plusy: brak kolejki do naleśników był nie do przecenienia. Co więcej: przy samym schronisku zaświeciło nam cudne słońce! Naleśniki jak zwykle były pyszne.

 Panna M. większość trasy pokonała na własnych nogach, skacząc na swoim nowym hobby horse. 

Zabawy nad wodą


Nie zabrakło także pobytu na terenie nieczynnej kopalni bazaltu i choć nie było zbyt gorąco, do wody wejść musiałyśmy.  Jednak większość czasu poświęciliśmy na budowę lepianki. Glina, trzciny, kawałki kory i kamienie posłużyły nam do stworzenia całkiem oryginalnej budowli. W zabawę zaangażowali się wszyscy i mieliśmy przy tym mnóstwo frajdy. 

Lwóweckie Lato Agatowe 


Jednym z punktów w planie pobytu była wizyta na Lwóweckim Lecie Agatowym.

Pogoda nie zachęcała do spacerów, ale i tak pojechaliśmy. Fale deszczu przeczekaliśmy na wystawach tematycznych w ratuszu, a gdy odrobinę się rozpogadzało ruszaliśmy między stoiska. By młodzi mogli spędzić trochę czasu sami, zabrałam Pannę M do strefy dla dzieci i tam mogła trochę poszaleć.


Zakupów tym razem nie było, bo niestety nie znalazłam stoiska z miedzianą biżuterią, a chciałam kupić sobie coś do moich słowiańskich strojów.

Co jednak zobaczyliśmy, to nasze.



Ostatni dzień pobytu był typowym dniem z babcią, ale o tym w następnym poście. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz