W grudniu tradycyjnie jadę do Wrocławia na Targi Książki. W tym roku nie udało mi się być w Katowicach i w Opolu, więc z tą większą radością odwiedziłam Wrocław.
Wrocławskie Targi Dobrej Książki w Hali Stulecia
Z domu wyruszyłam już w piątek, by pobyć z Chudą. Spędziłyśmy miły wieczór, a sobotę przed 10 stawiliśmy się pod Halą Stulecia.
Kolejka do wejścia przypominała te rodem z PRL-u. Na szczęście bilety kupiliśmy on-line, więc dosyć sprawnie po otwarciu drzwi znalazłyśmy się w środku.
Ale zamiast od razu pędzić między stoiska z książkami, najpierw ruszyliśmy na przegląd stoisk rękodzielniczych. Niektóre nas zachwyciły tak bardzo, że pierwsze pieniądze wydaliśmy na... emaliowane garnuszki z Olkusza.
Potem było już książkowe szaleństwo.
W tym roku było znacznie spokojniej, gdyż zabrakło kilku wielkich wystawców, mi.in. Wydawnictwa Niezwykłego, które przyciąga co roku rzesze młodych czytelniczek.
Moje wydawnictwo wybrało Targi Fantastyki w Warszawie.
Mniejszy tłok, więcej miejsca i większy komfort wędrowania wśród wydawców.
Z zaplanowanych spotkań udało się zrealizować jedno: porozmawialiśmy z Martyną Rejkowicz z wydawnictwa Edukacja dzieci. Na żywo autorka okazała się równie sympatyczna jak w czasie kontaktów online.
Jak zwykle odwiedziłyśmy stoiska Samowydawców i zakupiliśmy kilka książek z autografami autorów.
Bawiłyśmy się świetnie, ale po trzech godzinach byłyśmy już gotowe na zupełnie inne doznania.
Obiad w Vegan AF Ramen
Miejsce spotkania wybrała Gui, to już tradycja, że po targach spędzamy czas razem w naszym trzypokoleniowym kobiecym gronie.
Było pyszne jedzonko, sefiaczki na ściance i rozmowy. Mała M. dostała książkę z dedykacją. Ma już swoją małą kolekcję autografów.
Potem pozostało już tylko wsiąść w pociąg i wrócić do domu. Dla Chudej owo tylko było dosyć długie, bo trafiła na jakiś totalny armagedon kolejowy w jej kierunku. A moje łupy wyglądają tak:












Brak komentarzy:
Prześlij komentarz