niedziela, 26 lipca 2020

Siora, cho w góry, czyli Karkonosze z bratem


Lipcowy pobyt w Domku pod Orzechem brat z rodzinką zaplanowali na cały tydzień, a i tak, okazało się, że to strasznie mało czasu. Wśród wielu wspólnych aktywności zdecydowaliśmy się na wycieczkę w Karkonosze, w których nie byliśmy od wielu lat i oboje mieliśmy już ochotę połazić po górach nieco wyższych od naszych Izerskich.

Jednodniowa wycieczka w Karkonosze

Nie mieliśmy sprecyzowanych planów odnośnie tego, co chcemy zobaczyć. Mieliśmy zarys naszych oczekiwań: ma być miejsce ciekawe z widokiem, Bez tłumów, wycieczka na ok. 20 km i chcemy się spocić. Patrzyłam na mapę i zastanawiałam się, czy znajdę w Karkonoszach szlaki, na których nie będzie tłoku. Po tym co widziałam na zdjęciach ze Śnieżki, Karpacza i Szklarskiej Poręby, obawiałam się dzikich tłumów. A tego chciałam za wszelką cenę uniknąć. Wreszcie wspólnie doszliśmy do wniosku, że trzeba na coś się zdecydować.

Wejście na szczyty z Jagniątkowa i spotkanie na szlaku

Wymyśliliśmy, że zamiast zaczynać wycieczkę w którymś z obleganych kurortów, wybierzemy mnie popularny szlak i tak stanęło na czarnym szlaku z Jagniątkowa. To był świetny pomysł. Samochód zaparkowaliśmy obok kościoła w Jagniątkowie ( gdy wjeżdżaliśmy parking był pusty, ale zaraz po nas zaparkowały jeszcze trzy samochody). Rzut oka na mapę i ruszyliśmy w poszukiwaniu początku naszej ścieżki. Znaleźliśmy ją bez trudu na mostku. Początkowo szliśmy szerokim szutrowym duktem przez las. Droga wznosiła się nieznacznie, ale my wiedzieliśmy, że za chwilę czeka nas wymagające podejście. Tak też się stało. W miejscu, gdzie od czarnego odchodził zielony szlak zwany ścieżką po nasz szlak zwężył się i zyskał zarówno na atrakcyjności jak i trudności.
Zrobiło się stromo i pięknie, gdyż wysoki las ustąpił miejsca reglowi górnemu: kosodrzewinie, karłowatym drzewom liściastym. Na torfowym podłożu rosły rozliczne mchy i kwitła cudowna wełnianka, zastanawiałam się, czy znalazłaby się tam rosiczka i podejrzewam, że niejeden krzaczek tej owadożernej rośliny ukrył się wśród kęp bagiennej roślinności. Krzaki jagodowe uginały się od owoców. Przez cały czas byliśmy na szlaku zupełnie sami. Nagle zza drzew wyłonił się pierwszy człowiek, a raczej kobieta z dzieckiem na plecach, zaraz za nią pojawiły się dwie kolejne dziwnie znajome postacie. Zaczęłam się śmiać. Wyobraźcie sobie, że idziecie potwornie stromą, rzadko uczęszczaną ścieżką w górach i... spotkacie znaną blogerską rodzinkę, z którą mieliście okazję poznać się miesiąc wcześniej! Dzielna czwórka turystów okazała się rodzinąZbierajów, których poczynania turystyczne śledzę od dłuższego czasu i przyjemnością patrze, jak dwie małe dziewczynki świetnie radzą sobie w różnych okolicznościach. Ta rodzina pokazuje, że chcieć to móc, a posiadanie małych dzieci wcale nie oznacza rezygnacji z turystycznych przygód.
Chwilę pogadaliśmy na szlaku i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach.
Podejście czarnym szlakiem zajęło nam niecałe dwie godziny i po jedenastej podziwialiśmy już panoramę czeskich Karkonoszy, bo ten widok pojawił się jako pierwszy. Niestety wraz z nim pojawili się i ludzie. Na razie byli to czescy turyści. Najdziwniejszym, co zobaczyliśmy był ogromny gmach nowo wybudowanego hotelu. Przystanęliśmy na chwilę zdezorientowani, gdyż na naszej mapie obiekt nie był jeszcze zaznaczany. Zaraz jednak ruszyliśmy dalej.

Czerwonym szlakiem na Śnieżne Kotły

Czerwony szlak biegnie granicą polsko-czeską, a że Śnieżne Kotły przyciągają rzesze turystów z obu krajów, więc na kamiennej ścieżce zrobiło się tłoczno. Szybko mijaliśmy kolejne grupki wędrowców z psami, dziećmi, kijkami. Ubranych niczym wytrawni piechurzy lub przeciwnie jak wczasowicze na deptaku. Ponieważ jednak było wyjątkowo ciepło, więc widok sandałów nie raził.
Trasa jest niezwykle malownicza: co chwilę przed wędrowcem wyrastają olbrzymie bloki skalne, a widoki na obie strony zapierają dech w piersiach. Niestety ludzki potok znacznie utrudnia kontemplację piękna. Na nas największe wrażenie zrobił nagi stożek Wielkiego Szyszaka. Staliśmy zauroczeni gapiąc się na kamienisty szczyt.
Ach! Jakże żałowaliśmy, że ścieżka trawersuje górę zamiast wspinać się na jej wierzchołek! Tłum gęstniał, gdyż byliśmy coraz bliżej celu naszej wycieczki. Widzieliśmy już gmaszysko stacji przekaźnikowej. Nad Kotłami ludzi było mnóstwo. I tym razem po prostu szybko zajrzeliśmy w czeluść, wymieniliśmy się uwagami o suszy i braku śniegu w kotłach i dopiero po minięciu stacji i zejściu z czerwonego szlaku zdecydowaliśmy się na odpoczynek. Najbardziej ubawiło nas, że wybraliśmy miejsce z widokiem na... Góry Izerskie i Pogórze.



Ze Śnieżnych Kotłów do Jagniątkowa

Schodziliśmy żółtym szlakiem do Schroniska Pod Łabskim Szczytem, gdzie planowaliśmy czymś się posilić.
Brat jednak tylko spojrzał na ludzkie tłumy i już schodziliśmy czarnym szlakiem w dół. Ścieżka jest niezwykle malownicza i po prostu piękna. Chwilami spod kamieni wytryskało źródło i szliśmy niewielkim potokiem przeskakując z kamienia na kamień. Między drzewami co i rusz pojawia się prześwit i możliwość podziwiania zmieniających się widoków. Przy czym jeśli chodzi o widoki to podejrzewam, że lepiej byłoby wchodzić, gdy widzi się majestatyczne Kotły na wprost siebie.
I tym razem praktycznie nie widzieliśmy turystów. Zaledwie kilka osób minęliśmy już po wejściu na szeroki dukt, który okazała się drogą, jaką szliśmy rok wcześniej do ametystowych złóż. Śmialiśmy się, ze teraz powinniśmy jeszcze spotkać Rock'si.


Jak widać da się w Karkonoszach znaleźć miejsca spokojne i odludne, trzeba tylko chcieć. Większość odwiedzających Śnieżne Kotły wybiera jednak wjazd wyciągiem na Szrenicę i powrót tą samą drogą lub jako bazę wypadową obrało czeską stronę bogatą w schroniska i hotele w pobliżu.
To była świetna wycieczka, zwłaszcza że oboje z bratem lubimy swoje towarzystwo i chodzimy podobnym tempem.




19 komentarzy:

  1. Nic tylko pozazdrościć Wam takich okolic, cieszę się, że wycieczka się udała! Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och wróciły wspomnienia z przed kilku lat. Jaka szkoda, że lat na karku tak szybko przybywa, a sił ubywa.
    Pozostają tylko zdjęcia i wspomnienia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna trasa.Schronisko pod Łabskim Szczytem szczególnie.Jakieś 15-20 lat temu często tu z mężem nocowaliśmy.Wtedy jeszcze nie było w nim elektryczności i nawału turystów.Do schroniska już od Kukułczych Skał prowadził nas zapach świerkowego dymu z kuchennego pieca i kominka. Ciekawe, jak jest teraz? Sprawdzimy wkrótce, ale trochę boję się rozczarowania.Pozdrawiam.
    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nawet nie weszłam do środka. Brat próbował i szybko uciekł. Tłumy straszne.

      Usuń
  4. A to fajny zbieg okoliczności że z tą rodzinką się spotkałaś :p
    Ja z bratem byłam ostatnio w górach na Maderze, 2 lata temu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My wybieramy polskie góry, ale myślę że na Maderze jest bardzo pięknie, bo tam chyba góry spotykają się z morzem. A zbieg okoliczności niesamowity!

      Usuń
  5. Też się wybieram w te wakacje ale chyba w tygodniu, mniejsze tłumy... Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozczaruję Cię. My byliśmy w tygodniu. Tłum był straszny. Lepiej poszukać mniej uczęszczanych ścieżek.

      Usuń
  6. Na pewno była to ciekawa wyprawa. Wieki nie byłam w Karkonoszach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawa, a Karkonosze odwiedziłam po 30 latach.

      Usuń
  7. Ja niestety mam do gór bardzo daleko. W Karkonoszach chyba nigdy nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My przez 25 lat też mieliśmy daleko, ale co roku odwiedzaliśmy Izerskie.

      Usuń
  8. bardzo chętnie wybrałabym się na taką wycieczkę, ale odkąd mam dzieci jakoś nam trudno takie "wyjście" zorganizować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzyj do bloga Zbieraj się. Znajdziesz tam prawdziwą skarbnicę wiedzy o tym jak podróżować z małymi dziećmi.

      Usuń
  9. Właśnie! Mozolnie pnie się człowiek pod górę, a gdy wydaje mu się, że tylko niebo i samotne tete a tete z górskimi szczytami przed nim, widzi hotel.
    Z Jagniątkowa i ja ruszałem ku Śnieżnym Kotłom. Chyba pora powtórzyć trasę.
    Myślę, że sandały, mimo iż nie raziły Ciebie, uwierały ich właścicieli. Dobrze im tak!
    Przy metalowej barierce, obok której stoisz, stałem kilka lat temu. Może zauważyłaś zgniecenie metalowej rurki. To ślad mojego chwycenia się barierki, gdy zajrzałem na dno przepaści.
    Pozazdrościć Wam wycieczki, Anno! Zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeraża mnie ta mania budowania hoteli tam, gdzie powinno być cicho i pusto. Zwłaszcza, ze to spore budynki. No i po tych tłumach na szczycie doceniam tę moją izerską ciszę.

      Usuń
  10. Ale przyjemny wypad. Góry też zawsze mnie relaksują.

    OdpowiedzUsuń