niedziela, 9 stycznia 2022

Noworoczne szwendanie po górach

 


Może się palić i walić, a ja 1 stycznia spędzam aktywnie. To taka moja wieloletnia tradycja. Gdy spora część społeczeństwa odsypia szaleństwa sylwestrowej nocy, ja celebruję czas dla siebie. Rok 2022 także rozpoczęłam samotnym wędrowaniem.

Nowy Rok w Górach Izerskich


Gdy piszę samotnie, to oznacza samotność ekstremalną i bezwarunkową, totalną. Taką, że nie tylko na swojej trasie nie spotykam człowieka, ale niezwykle często nie trafiam nawet na ślady ludzkich butów. Jedynym towarzyszem jest wierny Gringo, który pójdzie ze mną wszędzie.

Pierwszy poranek 2022 przywitał mnie wysoką temperaturą i całkiem przyjemną aurą. Idealną do wędrowania. Z prognoz wynikało, że w południe może pokropić deszczem, ale to nie miało dla mnie znaczenia. 1 stycznia poszłabym bez względu na pogodę. Przygotowałam sobie obiad do pudełka, trochę świątecznych słodyczy, zaparzyłam kawę do termosu i mogłam iść. Planowałam, podobnie jak rok temu na Nowy Rok wspiąć się na Kamienicę i spojrzeć z niej na Pogórze. Czy to był dobry plan?


Bezludne izerskie ścieżki


Idąc z Domku pod Orzechem w kierunku Modrzewiowej Drogi rozważałam, który wariant trasy na Kamienicę wybrać. Miałam do wyboru kilometry asfaltowego duktu, zejście w dolinę Płoki lub bagnistą Tytoniową Ścieżkę. I choć wędrówka Tytoniową Ścieżką wydawała się najgłupszym wyborem, to właśnie jakoś tak wyszło, że się na niej znalazłam. Nie było to jednak od początku oczywiste. Pomyślałam, że wejdę na Pięć Dróg i wtedy podejmę decyzję, jednak... nie doszłam do rozdroża, bo zawołał mnie izerski las i zamiast wygodnie maszerować ścieżką ruszyłam po zwierzęcych śladach. 


Nim znalazłam się na Tytoniowej trafiłam na poniemieckie dukty poniżej, zachwycałam się soczyście zielonymi mchami, wśród których dominował mech torfowiec oraz rudziejący owocnikami mech płonnik.

Doczekałam się też „kwitnących” porostów w postaci czerwonych owocników chrobotka koralkowego. Las na zmianę był rzadki i widny z modrzewiami i brzozami lub zupełnie mroczny z gęsto rosnącymi świerkami. To w tej ciemnej części pierwszy raz poczułam, że dziś w lesie nie jestem sama. Kilka razy się nawet obejrzałam, choć było to całkowicie irracjonalne, bo w Górach Izerskich na szlaku nie spotyka się ludzi, a co dopiero 1 stycznia w gęstwie leśnej. Wokół nikogo nie było...

Na Tytoniowej Ścieżce

Ścieżka w lesie

Z lasu wyszłam kilkaset metrów powyżej wlotu ścieżki. Wbrew moim obawom tu nie było źle: drogą nie płyną strumień, więc można było wygodnie iść. W błocie można było dostrzec ślady saren, jeleni, dzików, ja jednak wypatrywałam bytności wilka. Tu także miałam poczucie bycia obserwowaną, gdy więc w przecince dostrzegłam ruch, nie zdziwiłam się. Przystanęłam, ciesząc się, że pies niczego nie zwęszył i nie ujada.

Kilkadziesiąt metrów ode mnie stało zwierzę. Samica jelenia. Patrzyła mi prosto w oczy i tak stałyśmy. Ale im dłużej się jej przyglądałam, tym mniej byłam pewna, że widzę jelenia. Zwierzę było podejrzanie duże, z dziwnie wydłużonym pyskiem. Stało samo, bez stada, nie bało się. Nagle mnie olśniło: ŁOŚ! Wiem, że te ogromne niepłochliwe zwierzęta rzadko, ale jednak zapuszczają się w izerskie bagna, bywały widziane także w Karkonoszach . I gdy dotarło do mnie, że wpatruję się w oczy łoszy, ta majestatycznie odwróciła się do mnie tyłem i odeszła w bagna źródeł Płoki.

I tak, tropiąc wilka zobaczyłam łosia. Teraz wędrując Kamienickim Grzbietem będę wypatrywać śladów kolejnego mieszkańca lub gościa moich gór.

podmokła ścieżka w Górach Izerskich

Potem ścieżka zamieniła się w regularne bagna, więc kluczyłam lasem, schodziłam na brzegi i przeskakiwałam między kępami mchów. To była pasjonująca przeprawa w niczym nie przypominająca nudnej wędrówki Modrzewiową Drogą. Wreszcie po wykonaniu setek ewolucji i odkryciu kilka przyjemnych miejsc w okolicy znalazłam się na Czterech Drogach. Przed sobą miałam... NO właśnie! Powinnam widzieć majestatyczną Kamienicę, jednak w jej miejscu była tylko biel mgły.


Szybko porzuciłam więc myśl o wdrapywaniu się na zamglony szczyt, wybierając zejście w doliny starym żółtym szlakiem.

Izerskim bezdrożem


W ubiegłym roku to tu spotkałam najwyraźniejsze wilcze ślady. Teraz też ich wypatrywałam, jednocześnie cały czas czując na sobie czyjeś baczne spojrzenie. Nie widziałam jednak ani ludzi, ani zwierząt. Powoli zaczynałam być już głodna, zaczęłam rozglądać się za jakimś przyjemnym miejscem na odpoczynek, jednak żadna miejscówka nie przypadła mi do gustu, wszędzie było mokro, a do tego zaczęło kropić. Pogodziłam się więc z faktem, że swój obiad zjem dopiero w okolicach Stuletniej Wody lub Byczej Chaty ( w zależności, gdzie wyjdę z lasu, bo z obranej początkowo ścieżki zdążyłam już dawno zboczyć). 


W końcu rozpoznałam miejsce, które zachwyciło mnie jakiś czas temu, wiedziałam , którą z leśnych dróg wybrać, by wyjść na wprost polany po Byczej Chacie. I to tu mając przed sobą pustą smutną łąkę pełną szeptów historii, usiadłam na ławce, odpoczęłam przy kawie i placuszkach dyniowych.


Miałam przed sobą jeszcze kilka kilometrów wędrówki. Wybrałam zejście w kierunku Modrzewiowej Drogi, a nie żółty szlak do Przecznicy, jednak nie doszłam do asfaltu, tylko wybrałam jeden z duktów w kierunku Radoszkowa. Powłóczyłam się łąkami ponad wymarłą wsią, zajrzałam nad Przecznicki Potok i łąkami dotarłam do przełęczy pod Stożkiem.


Przeszłam kilkanaście kilometrów nie spotkawszy człowieka, mając jednak uczucie stałej obecności kogoś lub czegoś. Nigdy wcześniej uczucie bycia obserwowaną nie było tak silne jak tego dnia. Kto szedł moim tropem? Kto mnie obserwował? Zwierzę? Ptak? Zabrał się ze mną któryś z domowych duchów? A może przez przypadek obudziłam izerskie bóstwa? Któż to wie...




10 komentarzy:

  1. Aniu, Jesteś dla mnie uosobieniem niesamowitej Nimfy leśnej. Las i bezdroża są dla Ciebie niczym dobrze wydeptana ścieżka wokół bloku. Za każdym razem podziwiam Twoją orientację w terenie. Pięknie rozpoczęłaś kolejny rok. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, dziękuję. Piękne są Twoje słowa. Dla takich czytelników chce się opisywać te wszystkie wędrówki 💚

      Usuń
  2. Wszystko byłoby jasne na temat łosia, gdyby pojawił się na fotopułapkach nadleśnictwa, ale Ty przecież jelenie widzisz bardzo często i wiesz, jak wyglądają. Bagnista i dzika okolica źródeł Płoki jest argumentem za łosiem. Dlatego warto mieć aparat w ręce w takich miejscach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, miałam telefon w ręku, bo chciałam sfotografować wycinkę po przeciwnej stronie, ale... wolałam patrzeć i zapomniałam o zdjęciu 😉 żałuję, bo miałabym pewność.

      Usuń
  3. Aż mnie ciarki przeszły jak czytam o tym że miałaś wrażenie bycia obserwowaną. I to spotkanie z łosiem to też mega przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ktoś obserwował. Mało to duchów w tych Samotnych Górach? A może sam Liczyrzepa?:) Jestem w trakcie trylogii "Droga do domu" pana Żuchowskiego. Nakręcam się, wiem. W każdym razie to nie my. Na Kamienicy i Rysiankach byłam z mężem 2 stycznia. Świetnie to opisujesz. Wszystko podczas spaceru zespolone z Tobą tętni życiem. Czuję podobnie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obstawiam, że to był Januszek, czyli duch mojego ojca, ale...

      Usuń
  5. Wiem, jak miłe jest poczucie swojskości: znajomość skrótów, ukrytych ścieżek, tajemnych dla nieobytych przejść. Dobrze się tak wędruje. Ktoś z ukrycia patrzył na Ciebie? Kto wie, może faktycznie tak było. Skoro był to pierwszy dzień roku, może Chronos zszedł na Ziemię i patrzył na Ziemiankę?

    OdpowiedzUsuń
  6. Więcej jest takich nawiedzonych, co w pierwszy dzień roku nie muszą szukać zagubionej poprzedniej nocy własnej tożsamości, tylko ruszają w teren bez będącego wątpliwą przyjemnością bólu głowy 😉

    OdpowiedzUsuń