piątek, 30 listopada 2018

Mydlane prezenty z Domku pod Orzechem

Za oknem wieje tak, że sprzed domu wywiało ławkę! ŁAWKĘ! Ciężką, metalową ławkę. O drobnych latających przedmiotach nie wspomnę. Rano wypuszczając zwierzęta zastanawiałam się, czy razem z bratanicą, która mnie odwiedziła, nie odlecimy w siną dal, hen... gdzieś na Pogórze. Na szczęście jakos udało się przejść z domu do koziarni i z powrotem, jednak o dłuższym spacerze można było przez większą część dnia zapomnieć.
Co zatem robić? Najlepiej bawić się kreatywnie, DIY sprawdza się w takiej sytuacji wyjątkowo dobrze. Kolejny raz postawiłyśmy na mydełka, które sprawdzają się doskonale w ramach pamiątek z Domku pod Orzechem oraz prezentów dla bliskich. 
Pomyślałam, że tym razem opowiem Wam po kolei, jak nasze mydła powstają.

środa, 28 listopada 2018

Korzenne ciasto z wiśniami

Gdy dni stają się krótkie a wieczory długie, gdy o poranku snują się mgły, gdy bezchmurnymi nocami zaczyna mrozić, a potem pojawia się szadź, wtedy nadchodzi czas korzennych przypraw.

wtorek, 27 listopada 2018

Kalendarz adwentowy z ziołowymi herbatkami

Święta tuż, tuż i co tu ukrywać, nastrój przedświąteczny zaczął mi się udzielać. Zaczęło się od uświadomienia sobie, że trzeba zarobić piernikowe ciasto, które lubi poleżakować. A potem, gdy już w domu zapachniało korzennie, zaczęłam myśleć nad budowaniem atmosfery. I choć nie jestem dzieckiem i małych dzieci też nie mam zapragnęłam mieć... kalendarz adwentowy, ale nie taki z czekoladkami z supermarketu, tylko prawdziwy, oryginalny kalendarz adwentowy DIY, a że późną jesienią na wsi jest mniej pracy, można spokojnie wymyślać nowe projekty i ozdabiać dom.

niedziela, 25 listopada 2018

Bobrzy Księżyc i świt nad Fersztlem

-Nie mogę spać...- Ślubny skarży się tak z niesamowitą regularnością co 28 dni. Gdy tylko nadchodzi czas pełni Księżyca, mój mężczyzna kołacze się po domu niczym Marek po piekle. Nie pomagają wiedźmowe napary, dzięki którym ja przesypiam pełnię niczym dziecko, choć dawniej miewałam po nieprzespanej nocce podkrążone oczy.

czwartek, 22 listopada 2018

Mgłowe duchy



Gdy jesienią wieczory robią się długie i senne moja sąsiadka Gienia zaczyna snuć swoje niesamowite opowieści. Do większości podchodzimy z przymrużeniem oka, chociaż nie wszystkie jej historie należy wkładać między bajki.

wtorek, 20 listopada 2018

Pachnąca kąpiel w nawłoci

Nawłoć w kuchni
Nie wiem, kiedy pierwszy raz odkryłam, że żółte wiechcie kwitnące jesienią to nawłoć. Pewnie dawno, jednak dopiero jakieś dwa lata temu przyjrzałam się tej roślinie bliżej, zastanawiając się, czy zielsko porastające nieużytki może mieć jakąś wartość oprócz niezaprzeczalnego uroku ogromnych bukietów w wysokich wazonach.
Najpierw sprawdziłam, czy da się ją zjeść,ponieważ kwiaty nawłoci zawierają cenną rutynę,  ale próba przygotowania potrawy nie była udana. Jedynie lemoniada z nawłoci i ocet sprawdziły się w kuchni. To oczywiście nie oznacza, że nie podejmę kolejnej próby wykorzystania chwasta.

niedziela, 18 listopada 2018

O bajtlu, co przoł kwiotkowi- Mały Książę po śląsku

"Mały Książę" to jeden z tych utworów, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Powstała w czasie II wojny światowej powiastka filozoficzna od lat cieszy się nie słabnącą popularnością i nie straciła nic ze swojej aktualności.

czwartek, 15 listopada 2018

Listopadowe spacery

Prognozy straszą zmianą pogody, z dnia na dzień robi się chłodniej, a jednak w ciągu dnia można złapać kilka godzin słonecznej pogody. Wykorzystuję je, ile się da!

poniedziałek, 12 listopada 2018

Chwytając jesienne pejzaże i ulotne emocje

Ostatni tydzień był zwariowany. Decyzję o wyjeździe nad morze podjęłam spontanicznie, bo też dłużej nie było sensu zwlekać z odwiedzinami u teściów i załatwieniem kilku urzędowych spraw. Należało wykorzystać ostatnie ciepłe dni tej jesieni. Dzięki temu wyjechałam z Gierczyna w jesiennej kurtce, nie martwiąc się o zimowe stroje, które w ubiegłych latach były już o tej porze koniecznością.

sobota, 10 listopada 2018

Czym zaskczyła mnie wyciskarka do soku Hurom?

Pamiętam, gdy kilka lat temu w czasie poprzedniego nadurodzaju owoców i warzyw postanowiłam robić świeże soki. Pierwsza próba skończyła się wybiciem korków, bo moja prawie 20-letnia sokowirówka po prostu padła (o innym wspomnieniu związanym z soowirówka czytaliśćie tu). Reanimacja była bezsensowna. Mój smutek trwał zaledwie dwa dni, bo... właśnie wtedy w Biedronce pojawiła się wyciskarka wolnoobrotowa. Nie była tania, ale cena nie zwalała z nóg i zamiast zwykłej sokowirówki przyjechałam z marketu z pierwszą swoją wyciskarką.

piątek, 9 listopada 2018

Zastępując Mikołaja w wyborze prezentów pod choinkę

Pamiętacie, jak poprzednim razem gorączkowo szukałam prezentów i nijak nie mogłam się zdecydować? W tym roku poszłam po rozum o głowy kompletuję upominki świąteczne już od końca października. Ma to sporo zalet. Po pierwsze czas do namysłu, po drugie pewność, że wszystkie paczki dojdą na czas, po trzecie rozłożenie wydatków na kilka miesięcy, dzięki czemu pod koniec grudnia nie zobaczę zera na koncie bankowym.

wtorek, 6 listopada 2018

Włóczęga po mglistych pagórkach.

Dzień wstała dziwny... Mglisty świt powoli zamieniał się w pogodny poranek, jednak stojące nisko słońce rzucało tylko żółte rozproszone światło nadając krajobrazowi odrealnioną poświatę. Nad Pogórzem wisiały niskie chmury, jednak nad Kuflem i Blizborem niebo było pogodne. O dziwo, Sępia Góra tonęła we mgle. Zapięłam kozy na łące, obserwując zmiany w układzie mgieł i żałując, że nie zabrałam z domu telefonu.

niedziela, 4 listopada 2018

Dlaczego nie używam cytryny? Owocowe bomby witaminowe

Stali bywalcy bloga zauważyli zapewne, że moje przepisy  zazwyczaj różnią się od tych spotykanych w książkach kulinarnych. Główną różnicą jest korzystanie z warzyw, owoców i ziół dostępnych w mojej okolicy. Owszem mam swoją słabość w postaci ziaren kawy oraz kakao w proszku i póki co nie piję naparu z prażonych żołędzi, ale kawę zbożową czasem stosuję.

czwartek, 1 listopada 2018

Krajobraz po wichurze - Kowalówka i Dłużec

wschód słońca
Dzień wstał spektakularnie. Niebo zaczerwieniło się i rozpaliło świat za górą. Wyszłam przed dom i spojrzałam z zachwytem, ale i lekkim rozczarowaniem- wiało. Nawet mocno wiało, a ja miałam rowerowe plany. Na szczęście, gdy słońce wyszło już poza granicę drzew wiatr ustał i zgodnie z planem mogłam pojechać w góry.