Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwiedzanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwiedzanie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 maja 2023

Drezno, miasto, które trzeba zobaczyć


Mieszkając na Dolnym  Śląsku nie sposób nie skorzystać z możliwości łatwego docierania do ciekawych miejsc prawie tuż za miedzą. A Drezno właśnie tak jest położone.

niedziela, 9 października 2022

Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze


 Nie mam pojęcia jak to się stało! Od tylu lat jeżdżę do Jeleniej Góry, zachwycam się nią i... nigdy nie dotarłam do Muzeum Karkonoskiego! W końcu należało to zmienić, a pretekstem było zwiedzanie wystawy fotografii górskiej. Ale po kolei!

poniedziałek, 29 listopada 2021

Świąteczne atrakcje Wrocławia


Zaczął się Adwent, więc powoli można już myśleć o świętach, sprzyja temu także zimowa aura za oknem. W tym roku atmosferę radosnego oczekiwania poczułam wcześniej za sprawą wizyty we Wrocławiu i planowi zwiedzania, jaki przygotowała dla nas Gui.

sobota, 6 marca 2021

Wizyta w Gdańsku- na spotkanie z morzem

 


Może, gdybym w tym roku zimą pojechała do Trzebiatowa, to nie ciągnęłoby mnie tak do fal Bałtyku, jednak koronawirus sprawił, że wolałam nie odwiedzać moich teściów dopóki nie będę pewna, że w jakikolwiek sposób mogłabym im zaszkodzić.

Jedynym moim życzeniem w czasie wizyty u dzieci w Gdańsku była zatem wycieczka nad Bałtyk.

środa, 8 maja 2019

Atrakcje Ślęzy- pierwsza poważna wycieczka rowerowa Małej M.

Widok zamku sprzed Muzeum Motoryzacji
Ślęza to niewielka miejscowość położona kilka kilometrów na południe od Wrocławia. Na pozór niczym nie różni się od innych sypialni tego wielkiego miasta. Wystarczy jednak spojrzeć na google maps, żeby przekonać się, że jest inaczej.

środa, 6 września 2017

Pomaratonowe zwiedzanie

Maraton w Lwówku Śląskim był krótki i bardzo szybki, mimo że prowadził pogórzem. Przed 15 byłam więc już po obiedzie i przebrana w sukienkę. Postanowiliśmy więc z Krzysiem przejść się po Lwówku Śląskim, który dotychczas odwiedzałam przede zwiedzaniu. Tym razem było trochę inaczej. Wprawdzie przeszliśmy się tylko po rynku i najbliższych okolicach, ale udało nam się zajrzeć do Kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, który już od dawna zwracał moją uwagę. Miasteczko ze sporą ilością zabytkowych zabudowań z jasnego kamienia niezmiennie kojarzy mi się z francuskim gotykiem (chyba trochę stereotypowo i skojarzeniowo, bo francuskiego gotyku nie widziałam nigdy na żywo). Wrażenie to potęguje jeszcze fasada wyżej wspomnianego kościoła - ma dwie wieże i wygląda jak skromniejsza siostra katedry Notre Dame. Obejrzeliśmy także fragmenty murów miejskich, które zachowały się w doskonałym stanie, Ratusz ze strzelistą wierzą i lwem na ścianie, kilka ciekawych zakamarków i restaurację w budynku kuźni z połowy XVIII w.  - bardzo dobra pizza :)

piątek, 11 sierpnia 2017

Zwiedzając... Trzebiatów

Poznałam ich z daleka. Stali pod drzewem. On wysoki, ona drobna, niewiele wyższa ode mnie. Nagle poczułam się, jakbym przed chwilą wyszła z klasy, umówiona z Beatą i Markiem i na spacer po mieście, jakby nie było tych 30 lat po maturze. To nie tak, że nie widzieliśmy się w ciągu tych 30 lat. Spotykaliśmy się przy różnych okazjach, może 4-5 razy.

czwartek, 25 maja 2017

Spacerkiem po Wambierzycach

Obiecałam Wam kilka słów o niezwykle ciekawej dolnośląskiej wsi- Wambierzycach.
Zatem zaczynajmy!
O Wambierzycach wiedziałam chyba od zawsze, albo przynajmniej od czasów gdy w szkole podstawowej w podręczniku do plastyki zobaczyłam fascynującą barokową bazylikę. Odwiedzając Góry Stołowe 30 lat temu, zahaczyłam o to miejsce, ale dziś już nie pamiętam swojej reakcji. Należało więc wycieczkę powtórzyć, zwłaszcza że przez wioskę przejeżdżamy w czasie Klasyku Radkowskiego (nie czytaliście sprawozdania, to zajrzyjcie). Za każdym razem wykręcam też głowę, by choć chwilę napawać się tym barokowym pięknem.

wtorek, 16 maja 2017

Chuda przewodnik, czyli krótkie wizyty w Stargardzie i Szczecinie

Stargardzki maraton należał do tych zdecydowanie krótkich i dość szybkich, więc po jego zakończeniu zostało nam wolne parę godzin popołudnia. Wraz z Krzysiem postanowiliśmy wykorzystać ten czas miedzy innymi na zobaczenie Stargardu, który ja widziałam pobieżnie w gimnazjum, a on chyba nigdy. Zostawiliśmy samochód pod Kolegiatą pw. NMP Królowej Świata. Przepiękną budowlę obejrzeliśmy jednak tylko z zewnątrz i udaliśmy się na rynek przejściem pod Odwachem. Przyjrzeliśmy się ratuszowi, z rozczarowaniem stwierdziliśmy, że nie bardzo jest gdzie usiąść i jeść przy samym rynku i ruszyliśmy w stronę dawnych fortyfikacji miejskich. 

czwartek, 11 maja 2017

Przedłużona majówka

Moja tegoroczna majówka nie należała do krótkich. Trwała od maratonowego weekendu, aż do pomajówkowego wtorku. W międzyczasie zahaczyłam o Wrocław i Warszawę i o tym poniżej. 
Bilety na tegoroczną 3majówkę we Wrocławiu zamówione miałam już od dawna - jak tylko dowiedziałyśmy się z Marzenką, ze gra Cranberries, podjęłyśmy decyzję, że warto. Do Wrocławia przyjechałam w poniedziałek przywieziona przez Krzysia. Po obiedzie ruszyłyśmy z Marzenką w stronę Hali Stulecia, na terenie której odbywała się cała impreza. Większość odległości pokonywałyśmy w tych dniach na wrocławskich rowerach miejskich
Tego dnia jednak, zanim dotarłyśmy na teren festiwalu przeleciałyśmy jeszcze nad rzeką dzięki Polince - wrocławskiej kolejce gondolowej, później przeszłyśmy się jeszcze obejrzeć jaz i jego stan przy podniesionym stanie wód i dopiero wówczas skierowałyśmy swoje kroki w stronę, skąd dobiegała już muzyka. Pierwszego dnia "zaliczyłyśmy" koncert grupy Lacuna Coil, którą pamiętam jeszcze z czasów swoich gotyckich fascynacji. 
Bardziej jednak niż sam koncert zajmowała mnie Hala Stulecia, w  której byłam po raz pierwszy - potężna konstrukcja znana mi z książek Andrzeja Ziemiańskiego dopiero teraz pozwoliła w pełni wyobrazić sobie część opisywanych sytuacji. Koniecznie muszę wrócić tam jakiegoś zwykłego dnia. 
Drugim koncertem tego dnia był występ Cranberries, który stał się głównym powodem mojego przyjazdu do Wrocławia. Już raz z Marzenką byłyśmy na koncercie tej grupy - niecały rok temu w Lublinie. Tym razem, miałam wrażenie, że energia, z jaką przepiękna Dolores występuje jest zdecydowanie mniejsza, ale wieczór i tak należy zaliczyć do tych bardzo udanych. 

Drugiego dnia zaczęłyśmy od zwiedzenia Ogrodu Botanicznego, który rzucił się kiedyś Marzence w oczy. Moja siostra rozpływała się w szklarniach z sukulentami, a ja podziwiałam kwitnące azalie, tulipany i drzewa owocowe. Następnie ruszyłyśmy w kierunku terenu festiwalu.
 Na wtorek zaplanowane miałyśmy trzy koncerty - Julię Pietruchę, Happysad i Hunter. Ten drugi, był planowany, jako ten najbardziej oczekiwany. Niestety - Happysad mocno nas rozczarował. Zespół zagrał przede wszystkim utwory z dwóch najnowszych płyt, skupiając się na promocji tej najnowszej (promowanej już miesiąc wcześniej w czasie trasy koncertowej). Miałyśmy nadzieję, że ze względu na festiwalowy charakter imprezy skupią się raczej na znanych utworach ze starszych albumów, ale te zagrano tylko trzy. :/  

Dzień uratowały dwa pozostałe koncerty - Julii Pietruchy słucha się po prostu bardzo przyjemnie - przyjemnie się także na nią patrzy. Artystka wygląda, jakby doskonale bawiła się na scenie, jest urocza i niezwykle naturalna. Hunter natomiast dotychczas nie leżał w kręgu moich zainteresowań muzycznych, ale być może włączę go do playlisty do ćwiczeń. ;) W tym samym czasie Krzyś spełniał się w roli organizatora <3
Ostatniego dnia spotkałyśmy się z przyjaciółką Natalką - zaczęłyśmy od kawy i czegoś słodkiego, później wybrałyśmy się na spacer ulicami Wrocławia, zahaczając o...karuzelę z konikami w Parku Staromiejskim. Po dłuższym spacerze pożegnałyśmy się z Natalką i ruszyłyśmy na ostatnie już koncerty. 

W środę Kult oraz punkowe The Toy Dolls. Na pierwszym koncercie, odbywającym się na Pergoli udało mi się złapać leżak usytuowany z drugiej strony fontanny. Jedząc frytki odpoczywałam. Doczekałam się hymnu nauczycieli i poszłam dołączyć do Marzeny i Macieja w Hali. 
W czwartek rano wsiadłam do pociągu do domu - zmęczona, ale zadowolona z przebiegu tych kilku dni. 
Przede mną było kilka dni odpoczynku w domu. Pojeździłyśmy z mamą na rowerach, byłyśmy z babcią na zakupach, a w poniedziałek wczesnym rankiem znów wsiadałam do pociągu - tym razem kierunek: Warszawa. 
10 godzin w pociągu, 10 w stolicy i kolejnych 10 w pociągu. Męczący, ale satysfakcjonujący dzień. Załatwiłam, co miałam do załatwienia, spędziłam trochę czasu w mieście, zrobiłam selfie pod Pałacem Kultury i Nauki, a później wróciłam do domu. Majówka dobiegła końca...
Gdzie jest Nemo? Na dworcu Warszawa Centralna! :D

wtorek, 21 marca 2017

20 tys. kroków, najstarsze polskie miasto i Wieczór dla duszy, czyli Chuda znów w Wielkopolsce

Kaliskie kościoły (garnizonowy i św.  Józef),
mural "Matka 24h" i ratusz
Pretekstem do kolejnej wizyty w Wielkopolsce był koncert z cyklu "Wieczór dla duszy" o jakże pasującym do ostatnich miesięcy tytule: Życie jest podróżą... Montaż słowno-muzyczny zorganizowany został przez Stowarzyszenie Ludzie Dla Ludzi 19 marca w Ostrowskim Centrum Kultury. Oś spektaklu stanowiły teksty salezjanina Bruna Ferrera - przypowieści, powiastki filozoficzne, prozy poetyckie. Niektóre z nich funkcjonują w przestrzeni internetu w zupełnym oderwaniu od postaci twórcy (niemal tak jak oderwane od kontekstów cytaty Paulo Coelho lub fragmenty "Małego Księcia").

środa, 1 marca 2017

Krotoszyńskich wojaży ciąg dalszy...

Kolejny weekend spędziłam w wielkopolskim Krotoszynie. Powodem przyjazdu była niedzielna impreza, w której udział brał ktoś bardzo mi bliski. Na dłuższy spacer po miasteczku zabrakło czasu, ale wystarczyło go w zupełności na krótką wycieczkę do Sulmierzyc i Zdun oraz wizytę w miejscowym muzeum. Na krotoszyński dworzec wjechałam planowo - tuż przed 16 w sobotę. Sobotnie popołudnie i wieczór upłynęło głównie na poznawaniu nowych ludzi, rozmowach i jedzeniu, dużej ilości jedzenia. Do niedzielnego południa nie zabrakło dramatycznych zwrotów akcji z wątkami kryminalnymi! ;)

niedziela, 19 lutego 2017

Jednodniowy Poznań

Był piątek. Miałam doła, obudziłam się bladym świtem, padał deszcz, było zimno, ponuro i paskudnie. Z roweru nici, bo po kilku pierwszych km byłabym przemarznięta i przemoczona, a nie o to przecież chodzi w tej zabawie. Trzeba było więc coś na to poradzić. Na poprzednie silne obniżenie nastroju pomogła wizyta u Stasia i Jacka, czyli...w Muzeum Narodowym w Poznaniu na piętrze z malarstwem polskim XVIII-XIX w. Czyli między Stanisławem Wyspiańskim, Jackiem Malczewskim i Józefem Mehofferem. Szybki rzut oka na rozkład PKP i stronę Muzeum. W piątki czynne do 21! Jeszcze szybsza rezerwacja pokoju usytuowanego przy Świętym Marcinie - w połowie drogi miedzy dworcem a Starym Rynkiem. Muzeum natomiast miałam tuż za rogiem. Już ekspresowe pakowanie i śniadanie, marsz na pociąg. Podróż Przewozami Regionalnymi trwa jakieś 5 godzin (wraz z przesiadką), kosztuje mnie niecałe 40 zł. 

piątek, 27 stycznia 2017

Chuda w Wielkopolsce cz. 2

Koźmin
Drugiego dnia zwiedzanie zaczęłam od "swojego" Pałacu w Orli. Od południa natomiast zwiedzałam Koźmin, do którego z Orli jest rzut kamieniem. Szczególnie zależało mi na zobaczeniu miejscowego zamku, ale zwiedzanie zaczęłam od kościołów. I tym razem do żadnego z nich nie weszłam - do jednego nie dotarłam, drugi był zamknięty, a w trzecim akurat trwało nabożeństwo. Pogoda jednak dopisała - świeciło słońce, niebo było bezchmurne i mimo trzaskającego mrozu, spacer sprawił mi dużo frajdy. Pierwszym obiektem, który obejrzałam był Kościół poklasztorny pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika z XVII w. z urokliwym stawem nieopodal. Następnie skierowałam swoje kroki w stronę cmentarza, na którym znajduje się drewniany kościół św. Trójcy. Zanim jednak dotarłam do budowli obeszłam straszą część cmentarza zachwycona rodzinnymi kaplicami. Ciekawostką dla mnie była duża ilość grobowców rodzinnych, także współczesnych.


środa, 25 stycznia 2017

Chuda w Wielkopolsce - cz. 1

Kościół świętych Piotra i Pawła, kamienica, Pałac Gałeckich
oraz kościół św. Jana Chrzciciela
Jeden ze styczniowych weekendów postanowiłam spędzić poza domem. Do tego celu wybrałam... księżniczkowy pałac w Wielkopolsce. Plan minimum zakładał wstawanie z łóżka tylko na posiłki w pałacowej restauracji, czytanie, odpoczywanie, robótkowanie i inne ...anie. Plan optymalny to zwiedzenie kilku okolicznych miasteczek, chociaż trochę - z racji zimy i niskich temperatur celowałam raczej w niedługie spacery po najważniejszych obiektach. Plan maksimum zakładał wlezienie do każdego napotkanego kościoła. ;) Niestety - większość była zamknięta, ale nadrobię, nadrobię...

czwartek, 29 września 2016

Pani Samochodzik i... praskie tajemnice.

Przy Chevrolecie Camaro 
Praca w Technikum Samochodowym łączy się różnymi ciekawostkami. Poza opowieściami uczniów (chociaż w tej kwestii przodują uczniowie Technikum Rolniczego) mogą to być także imprezy tematyczne. I tak poprzedni weekend spędziłam w...Pradze na targach motoryzacyjnych. 

niedziela, 18 września 2016

Spacer po Forcie Gerharda

Gdy w 2011 zaczynałyśmy z Gui szlak latarń morskich,odwiedziłyśmy latarnię w Świnoujściu. Przejeżdżałyśmy wówczas obok obiecująco wyglądającego obiektu o nazwie Fort Gerharda. Niestety, plany miałyśmy napięte, więc zwiedzanie zostawiłyśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Czarujący Lublin ekspresem


Bilety na koncert kupione już dawno temu, bilety na pociąg czekające od miesiąca, zarezerwowany pokój, spakowany plecak. W piątek pozostało mi wsiąść przed 7 rano do pociągu w Szczecinie, by przed 17 wysiąść na drugim krańcu Polski - w Lublinie, który odwiedziłam po raz pierwszy w życiu. Wraz z Gui wybrałyśmy się tam na koncert irlandzkiej grupy The Cranberries, ale o tym nie ja będę pisała. ;) 

poniedziałek, 30 listopada 2015

Toruń na weekend

Listopadowy weekendowy wypad planowaliśmy z Robertem już jakiś czas. wciąż jednak wahaliśmy się nad celem naszego wyjazdu. początkowo miała być do Łódź, ale ze względu na niezbyt dogodne połączenia PKP (ze względu na bardzo nieprzyjemne przygody z letnich przejazdów unikamy połączeń TLK, co korzystnie odbija się na naszym zdrowiu psychicznym i portfelu). Postanowiliśmy poszukać innego miasta, które chcielibyśmy zobaczyć. I tak stanęło na Toruniu, w którym jeszcze nigdy nie byłam.